Od ostatniego wpisu o pamiętnikach młodej kierowniczki apteki minął prawie rok, a ja no cóż – dalej czuję się świeża w temacie. Chociaż nie mam wrażenia, że moje doświadczenie jest na tyle spore, by innych pouczać, dzisiaj nie czuję się już tak zestresowana czy też zagubiona w nowej roli. Prawda jest taka, że liderem nikt się nie rodzi, a staje się nim z czasem – a mi w tym procesie pomagają codziennie materiały w różnych językach, które ostatnimi miesiącami wręcz pochłaniam. Oto moja lista must-have dla wanna-be boss (lub tych, którzy już nimi są, ale wciąż poszukują wsparcia).
Otaczają mnie zewsząd. Słyszę je regularnie. Mam wrażenie, jakby były alarmem budzika w telefonie, który ustawiony jest bez końca w tryb drzemki i mimo mojej chęci jego wyłączenie raz na dobre – wracają jak bumerang. „Historie kryzysu” – nazwijmy je tak roboczo. Historie z życia opowiadające o moich kolegach i koleżankach po fachu, których praca doprowadziła do szpitala/złożenia wypowiedzenia/długotrwałego zwolnienia lekarskiego (skreśl niepotrzebne). Czy w tej spokojnej, cichej, przyjaznej Norwegii praca kierownika apteki naprawdę może doprowadzać ludzi na skraj wytrzymałości? I co najważniejsze: czy kiedyś mnie też to czeka?
Jak wiele ról w życiu, do tej również nie da się przygotować. Podobnie, jak z byciem dorosłym, matką, kierowcą, właścicielem psa, prawnikiem – najwięcej doświadczenia zdobędziemy w działaniu, a nie w teoretycznym przygotowaniu. Zostałam kierownikiem apteki trochę „z dnia na dzień” i do teraz czuję się pies w memie „I have no idea what am I doing”. Kiedy to uczucie minie? I czego nauczyłam się w pierwszym miesiącu noszenia plakietki apoteker?
Jak się umówić do lekarza w Norwegii? Jak odebrać swoją receptę elektroniczną w aptece? O co zapyta się ciebie pani w recepcji przychodni? Zapraszam do mojego wpisu, który jest zbiorem słów oraz dialogów przygotowanych pod patronatem szkoły języka norweskiego Trolltunga.
Zostałam wychowana w klimacie „wyboru zawodu na całe życie”. Od początku wtłaczano mi do głowy, że warto się uczyć, warto włożyć masę czasu i wysiłku, by „być kimś”. Stało się to dla mnie w pewnym sensie wyznacznikiem sukcesu życiowego, chociaż nie mogę przyznać, że tym kimś (kim?) się poczułam, zakładając fartuch pierwszego dnia pracy. Jak to jest z tą farmacją? Warto, nie warto?
Człowiek całe życie się uczy. Wiele razy zdarzało mi się w internecie przeczytać, że nie jest możliwe, by recepta z Polski w Norwegii została zrealizowana – ale nie na polskich forach, lecz na grupach dla farmaceutów. I tak też sądziłam, bo im ufałam. Sama również nigdy nie miałam styczności w pracy z papierową receptą zza granicy. Wystarczyło jednak po prostu zajrzeć do litery prawa, by przekonać się, co jest prawdą.
No to stało się. Chyba czas na uruchomienie osobnej zakładki na moim blogu, jakim będzie „farmacja w Norwegii”. Otrzymuję sporo zapytań o kwestie apteczne, zarówno od strony zawodowej (o której poczytasz sobie tutaj), jak i tej merytorycznej. Dzisiaj zapaliła mi się w głowie lampka, by napisać krótkie zestawienie produktów, w które warto zaopatrzyć się, wyjeżdżając do tego pięknego kraju. A kupując leki w Polsce będzie taniej, będzie więcej… bo w ogóle będzie. 😉
Dzisiaj swoją historię rozpoczęcia pracy w zawodzie higienistki dentystycznej opowiada Monika (@scandinavian_paradise), której przykład dowodzi temu, że warto mieć cel i… być otwartym na świat, szczególnie jeśli chodzi o szukanie pracy w Norwegii. Jak to się stało, że wyjechała do Skandynawii i ile włożyła wysiłku, by zacząć na nowo?
Polski farmaceuta w Norwegii to bardzo popularne zjawisko. Jak nim jednak zostać może nie wydawać się tak proste albo jasne. W Internetach jest masa informacji, ale niestety większość z nich jest bardzo stara lub zbyt ogólna. Jestem właśnie po podpisaniu kontraktu w wymarzonej aptece obok domu i mogę wreszcie zabrać się do opisania drogi, którą musiałam przejść, by pojawić się w tym miejscu. Kiedy to się zaczęło, jak się za to zabrać i jakie są możliwości?
To jedna z tych historii, po której przeczytaniu łapiesz wiatr w żagle i wierzysz mocniej w siebie. Marzena napisała do mnie na Instagramie, twierdząc, że pracowałyśmy w tej samej sieci aptek na Pomorzu, miałyśmy nawet tego samego koordynatora. Łapiesz się za głowę i myślisz sobie: jeju, jaki ten świat mały! Dodatkowo powraca ci wiara w ludzkość i motywacja, by nigdy się nie poddawać. Dlaczego? Ja już nic więcej nie powiem, zapraszam Was do jej opowiadania. Poznajcie Marzenę, farmaceutkę z bieguna północnego.