Polski farmaceuta w Norwegii – jak nim zostałam, ile zarabiam?*

Polski farmaceuta w Norwegii to bardzo popularne zjawisko. Jak nim jednak zostać może nie wydawać się tak proste albo jasne. W Internetach jest masa informacji, ale niestety większość z nich jest bardzo stara lub zbyt ogólna. Jestem właśnie po podpisaniu kontraktu w wymarzonej aptece obok domu i mogę wreszcie zabrać się do opisania drogi, którą musiałam przejść, by pojawić się w tym miejscu. Kiedy to się zaczęło, jak się za to zabrać i jakie są możliwości?

1. Autoryzacja dyplomu

Część polska:

*zajrzyj tutaj na stronę Naczelnej Izby Aptekarskiej

*zajrzyj też do Ministerstwa Zdrowia

*przejrzyj i wypełnij ten wniosek

Szczerze przyznam – nie pamiętam dokładnie już każdego kroku, jaki podjęłam na drodze do nostryfikacji dyplomu, tak czy siak – koniecznie zajrzyjcie do źródeł powyżej.

Jak to zazwyczaj z polską biurokracją bywa, może być to zawiłe, ale nie warto się poddawać.  Ja dzwoniłam i pisałam mejle bezpośrednio do Dr Jerzego Łazowskiego (jerzy.lazowski@nia.org.pl), który zajmuje się nostryfikacją dyplomów, bo szczerze mówiąc, wyjaśnienie na stronie NIA było dla mnie mega zawiłe.

Kolejną sprawą jest udanie się na strony norweskie, gdzie będziecie ubiegać się o uznanie waszych kwalifikacji w Norwegii. Polska jest (na szczęście) w Unii Europejskiej i mamy o wiele mniej problemów z uznaniem naszych dokumentów.

Część norweska:

Zajrzyjcie na tę stronę a następnie przejdźcie do strony altinn, gdzie będziecie mogli wrzucić skany waszych dokumentów, koniecznie w języku angielskim (ewentualnie norweskim, szwedzkim, duńskim). Wiem, że czytanie oficjalnych pism na norweskiej stronie może z początku wydawać się trudne (sama czytałam je, kiedy nie potrafiłam się nawet przedstawić), niemniej od czegoś trzeba zacząć, jeśli chcecie w tym kraju pełnić medyczne usługi, prawda? Jeśli chcesz poczytać o nauce języka norweskiego i co możesz zrobić już dziś, klikaj tu!

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

Uwielbiam się uczyć! Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie przestać to robić. Nauka jest dla mnie, jak powietrze. Uwielbiam uczucie postępu, kiedy nie udaje ci się coś x razy, a po pewnym czasie nagle ogarniasz, że robisz to bez wysiłku i to całkowicie dobrze!⁣ .⁣ Istnieją 4 poziomy kompetencji, o których pewnie wiesz: nieświadoma niekompetencja, świadoma niekompetencja, świadoma kompetencja, nieświadoma kompetencja.⁣ .⁣ W momencie, w w którym czytasz te słowa, ja najprawdopodobniej piszę rozprawkę na jakiś ważny norweski temat albo rozwiązuję zadania ze słuchania. Chociaż nie przestanę się uczyć tego języka prawdopodobnie nigdy, czuję, że najbliższe miesiące będą wypełnione mniej intensywną nauką. Może zmniejszę częstotliwość lekcji do 1 razu w tygdoniu? Zobaczymy! Tak czy siak, jeśli zdam egzamin, który właśnie piszę, pewnie poczuję takie: ok, ogarniam, można przystopować. ⁣ .⁣ Tylko, co potem?⁣ .⁣ Życzcie mi powodzenia, przyda się!⁣ .⁣ #learningathome #learningfromthebest #lovelearning #learningprocess #imlearning #deeplearning #learningtime #norskprove #norskprøve #norwegia #polkawnorwegi #egzaminznorweskiego #naukanorweskiego #jezyknorweski #norskspråk #egzamin #egzamin #egzaminy #przygotowaniedoegzaminu #trondheim #marzec #marzec #takimarzec #danielwellingtonwatches #danielwellingtonoriginal #danielwellingtonwatch #danielwellingtonpetite⁣ ⁣ ⁣

Post udostępniony przez Andżelika Bieńkowska (@gethappypl)

 

Ile to trwa?

Zaczęłam się starać o nostryfikację w okolicach października 2017 roku, otrzymałam ją w styczniu 2018, zaraz po przylocie do Norwegii rok temu. Zajęło więc to co najmniej 3 miesiące gromadzenia dokumentów, wysyłania ich do Izby, czekania na odpowiedzi i tak dalej.

Ile to kosztuje?

O ile pamiętam dobrze, opłata na norweskiej stronie wynosiła w okolicach 800 koron za fakt rozpatrzenia waszych dokumentów (ok. 350 zł). Doszły do tego koszty, które poniosłam w Polsce, w które włączam opłaty dla NIA oraz koszty tłumaczenia wszystkiego na język angielski. Myślę, że za całość zapłaciłam ostatecznie maksymalnie 1000 zł.

Czy musisz zdawać egzamin językowy?

Nie. Jeśli tylko spełnisz kolejny warunek, którym jest zdobycie jakiegokolwiek doświadczenia w zawodzie – żaden certyfikat nie jest potrzebny – chociaż jest małe ALE, ale o nim wspomnę na końcu wpisu.

2. Istnieją trzy drogi, by polski farmaceuta w Norwegii zaczął pracować w zawodzie

A przynajmniej te, o których mi osobiście wiadomo. Zacznę od tej, od której wiem najmniej:

Sposób numer I – Erasmus

Zarówno moja aktualna szefowa, jak i znajomi z uczelni w Poznaniu zaczęli przygodę z norweską apteką od programu Erasmusa. Wydaje mi się, że można wyjechać zarówno na szóstym roku (czyli tym, kiedy kończysz półroczny staż w aptece) oraz w trakcie pisania magisterki przed odbywaniem stażu. Takie praktyki dają możliwość zdobycia doświadczenia, które jest najważniejsze w przypadku pracy w tutejszej aptece.

Dzięki temu poznajecie sposób funkcjonowania sieci, łapiecie kontakty oraz referencje niezwykle istotne na rynku pracy w Norwegii. Kiedy dostaniecie się na jakiekolwiek praktyki, praktycznie z marszu można uznać, że praca czeka jak tylko staż skończycie. Oczywiście, może nie być od razu lub w idealnej lokalizacji, czy na 100% z umową na czas nieokreślony, niemniej jednak jakiekolwiek doświadczenie otwiera drzwi do pracy w zawodzie.

Jeśli wciąż studiujecie i myślicie o wyjechaniu za granicę (nawet jeśli nie stałe, ale może po prostu, by spróbować życia w Norwegii) koniecznie sprawdźcie, jaką ofertę ma wasza uczelnia w tym temacie. I pamiętajcie, nawet jeśli nie oferują wyjazdu akurat tutaj, to nie znaczy, że jeśli sami nie ogarniecie, to wam nie pomogą! Walczcie o swoje i działajcie nieszablonowo. Systemy tworzą ludzie, a ludzie są często gotowi do wyjścia poza ramy i to, co napisane na stronie internetowej. Pytajcie, pukajcie, piszcie mejle, dzwońce. Nie dajcie się.

Sposób numer II – NAV, czyli norweski ZUS

To drzwi, do których pukałam, ale nikt nie otworzył.

We wrześniu 2018 roku postanowiłam, że mój język jest już na odpowiednim poziomie, by sobie poradzić z norweskimi pacjentami w odpowiedzialnym zawodzie i zamiast chodzenia z talerzami po restuaracji, mogę już zacząć chodzić z lekami po aptece.

NAV to instytucja znajdująca się w każdym większym mieście, która pomaga przede wszystkim osobom bezrobotnym. Codziennie pracuje z całą masą ludzi, dla których napisanie CV i pójście na intervju to ingen dans på roser (to nie taniec na różach, w tłumaczeniu: żadna bułka z masłem, to nie jest droga usłana różami).

No właśnie. O ile ta instytucja jest skora do pomocy osobom bezrobotnym, o ile tymi, którzy radzą sobie z językiem i mają pracę (a tę miałam ja, kiedy się do nich odezwałam) po prostu się nie zajmuje. Próbowałam różnych sposobów. Zarejestrowałam się jako bezrobotna (mimo że pracę miałam) i dzwoniłam, umawiałam się na spotkania. Dostawałam jednak cały czas odpowiedź odmowną. NAV przyznaje praktyki, owszem, ale musisz nie mieć zajęcia!

Ja wprawdzie praktyk nie otrzymałam przez NAV, ale udało się to Marzenie, bohaterce jednego z wpisów o inspirujących Polkach w Norwegii. Warunek? Brak pracy oraz… dobra znajomość języka norweskiego. Jeśli więc jesteście już dawno po studiach i chcecie spróbować dostania praktyk w ten sposób, zacznijcie uczyć się jezyka już teraz, a zaraz po przyjeździe udajecie się do najbliższego biura NAV.

Sposób numer III, mój sposób – czyli jak nie wejdę drzwiami, to oknem

Jesienią 2018 roku dostałam SMSa od mojej aktualnej szefowej, by sprawdzić stronę Jobbsjansen. To instutucja działająca przy Trondheim kommune (gminie Trondheim) pomagająca bezrobotnym kobietom bez wykształcenia i znajomości języka wejść na rynek pracy. Przynajmniej tak było napisane na ich stronie. Cóż. Brzmiało to jak dokładne przeciwieństwo mnie. Jedyne, co się miałam wspólnego z opisem, to to, że byłam kobietą. Przynajmniej coś – pomyślałam – po czym napisałam mejla z nastawieniem, że jak ktoś się odezwie, to zrobi to za trzy miesiące i napisze: sorry, nie mogę ci pomóc.

Jak zapewne się domyślacie, stało się inaczej.

Zostałam zaproszona na spotkanie z Randi, która stała się moją osobistą doradczynią (?) w kwestii zaczęcia pracy w zawodzie. Wstawiła się za mną, dzięki temu Jobbsjansen zrobiło dla mnie wyjątek. Nie musiała mi pomagać ani dawać szansy, ale ja ją dostałam i będę zawsze za to wdzięczna. Moim zadaniem wtedy było znalezienie miejsca praktyk i złożenie wypowiedzenia w knajpie. Pożegnałam się z San Sebastian ze smutkiem i radością jednocześnie. Czułam, że wreszcie jestem na dobrej drodze.

Praktyki miały trwać 2 miesiące. Zostały jednak przedłużone do 3 miesięcy, ponieważ podczas ostatniego miesiąca miałam szukać pracy oraz pracować już normalnie dodatkowo w soboty. Na szczęście umowę w innej aptece podpisałam już na samym początku ostatniego miesiąca i poszło dosyć łatwo (to był moje drugie intervju). Za każdy miesiąc dostaję ok. 7 000 koron od Jobbsjansen i jeśli sobie to szybko przeliczycie, zrozumiecie, że zarabiam w tym momencie mniej mieszkając w Norwegii, niż pracując w aptece w Polsce. To ważna informacja dla wszystkich, którzy planują tego typu zabieg. Być może trzeba będzie trochę kasy odłożyć wcześniej.

Jobbsjansen funkcjonuje przy gminie w Trondheim i nie wiem, jak z innymi miastami. Podejrzewam, że podobne instytucje istnieją w niektórych norweskich gminach i jeśli coś o tym wiecie – koniecznie dajcie znać w komentarzach!

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

Dosyć trudny okres dla mnie dobiega końca. Praktyki w aptece kończą się, wraz z nimi otwierają się nowe możliwości. Kończy się też powoli moja nauka norweskiego – powoli, bo lekcje pewnie będe miała jeszcze przez jakiś czas po egzaminie, ale już nie tak intensywnie, jak teraz. Kończy się ciemność, mróz, mało czasu i mało pieniędzy (mam nadzieję!). Osobiście uwielbiam wszelkie przejścia, zmiany, dochodzenie do czegoś i potem rozpoczynanie na nowo! Daje mi to poczucie rozwoju, możliwości, wolności w wyborze, ciekawości, co przyniesie przyszłość. No i nowe wyzwania – to tygryski lubią najbardziej. ☺️⁣⠀ .⁣⠀ Lubicie zmiany? Czy boicie się ich ognia?⁣⠀ .⁣⠀ #fjords #fjordsofnorway #norwegianfjords #fjordnorge #norwegianfjord #trondheimsfjorden #hyttelivet #fjellhytte #hytte #hytteliv #hyttekos #hyttetur #weekendvibe #aktywnyweekend #weekendplans #weekendtravel #weekendhair #weekending #travelweekend #weekendmorning #weekendfeeling #norwegia #norwegiansky #norwegianair #norwegianbreakaway ⁣⠀

Post udostępniony przez Andżelika Bieńkowska (@gethappypl)

 

Moja droga do pracy w zawodzie obejmowała więc sprzątanie przez 3 tygodnie, później 10 miesięcy w fantastycznej ekipie w norweskiej restuarcji… hiszpańskiej oraz praktyki. Od momentu przyjazdu do kraju, można uznać, że minie dokładnie 1 rok i 5 miesięcy, kiedy zacznę pracować w zawodzie na normalną umowę. Jestem przeszczęśliwa, bo apteka jest koło domu i mam od razu kontrakt na czas nieokreślony. Myślę, że sobie na to zapracowałam.

Miałam na koniec również wspomnieć o języku. Oczywiście, każdy słyszy, czy sobie dajesz radę z norweskim w trakcie zwyczajnej rozmowy i nikt nie pytania o żadne certyfikaty. Jasnym jest to, że farmaceuta w Norwegii musi mówić… po norwesku, nie po angielsku, czy po polsku. Niemniej jednak napisałam swego czasu mejla do sieci Boots Apotek, która odpowiedziała, że muszę mieć udowodniony co najmniej poziom B2, by zacząć u nich pracować. Podejrzewam, że mogąc pochwalić się jakimś doświadczeniem nie będą zwracać na to uwagę przy zatrudnianiu, jednak wydaje mi się, że warto o tym wspomnieć.

Ah. No i sist, men ikke minst (last, but not least) zarobki: jako farmaceuta z zatwierdzonym 5-letnim wykształceniem jesteś tzw. provisorfarmasøyt. To oznacza, że będziesz zarabiać co najmniej 25 000 koron/miesiąc (oczywiście zależy to od sieci, lokalizacji, doświadczenia i masy innych czynników). Czy to dużo? Czy niedużo? Możesz poczytać więcej w tym wpisie o zarobkach w Norwegii.


A Wy? Może znacie jakieś historie znajomych, którzy zaczęli przygodę z byciem farmaceutą w Norwegii? A może sami nimi jesteście? Jakieś pytania? Dajcie koniecznie znać w komentarzach!


Zastrzegam sobie prawo do… nieposiadania racji. 🙂 Być może procedury nostryfikacji się zmieniły, być może są inne ceny lub inne możliwości. Chciałam opowiedzieć wam moją historię i nakierować w działaniach. Mam nadzieję, że było to przydatne.

Sharon McCutcheon


*W momencie pisania wpisu jeszcze nie pracuję w aptece, w której podpisałam kontrakt, więc praktycznie rzec biorąc jeszcze „nie zarabiam”.