Praca w Norwegii – praca w Polsce: 1-0 poprzez nokaut

Podobno jeśli kochasz to, co robisz, to nie przepracujesz ani jednego dnia swojego życia. I każdy, kto kiedykolwiek faktycznie to do roboty się zabrał, zrozumie prędzej czy później, że trenerzy rozwoju osobistego z gatunku „jesteś zwycięzcą!” sromotnie się mylili. Nawet, jeśli kochasz, to co robisz, musisz robić też rzeczy, które niekoniecznie są przyjemne, ale cóż, czy masz jakieś wyjście? Na szczęście istnieją różne środowiska pracy. Od kiedy robię to w Norwegii, rozumiem, że wszystko może być łatwiejsze i przyjemniejsze, chociaż nadal musisz budzić się, bo dzwoni budzik. Dlaczego jednak praca w Norwegii jest przyjemniejsza niż w Polsce? Już mówię.

 
Znasz to uczucie? Kiedy wychodzisz z pracy po dniu pełnym wrażeń do domu i wiesz, że nie musisz się niczym stresować. Lekki wiatr rozwiewa twoje włosy, a ty masz sporo energii na drugą połowę dnia. Wiesz, że kiedy zajrzysz na swoje konto, wcale nie spocą ci się ręce ze stresu, bo ostatnio trochę zaszalałaś na zakupach. A kiedy jutro rano znów zadzwoni budzik, nie będziesz leżeć do ostatniej możliwej sekundy, by odłożyć w czasie nieuchronne. Tam, gdzie pracujesz, jest fajnie. Bywa sporo wyzwań, ale wszyscy cię wspierają, a nawet, jeśli nie kochają, to po prostu szanują i ufają, że to co robisz, robisz dobrze.
 
Znajome, czy nie?
 
Zanim zacznę wychwalać pod niebiosa norweski rynek pracy, wyjaśnijmy sobie na początku, że wszędzie istnieją różni ludzie. Na całym świecie, niezależnie od szerokości geograficznej spotkasz ludzi-anioły jak i ludzi-wampiry. Nie można więc powiedzieć, że atmosfera w pracy zawsze ma być sielanką, bo akurat mieszkasz w innej części świata.
 
Jeśli mamy to za sobą, możemy iść dalej. Nie bez powodu bowiem wspomniałam o atmosferze. Tak zwane arbeidsmiljø (środowisko pracy) jest w Norwegii prawie równie ważne, co twoje kwalifikacje. Bardzo ładnie widać to po ofertach, które znajdziesz np. na finn.no. Poza konkretnymi oczekiwaniami co do wykształcenia/umiejętności często zobaczysz tam podpunkt mówiący o byciu przyjacielskim, miłym, tworzącym dobrą atmosferę. Nierzadko takie oferty zaczynają się od zdania: czy chcesz być naszym nowym kolegą? Brzmi to bardziej jak zaproszenie do paczki przyjaciół, niż do podpisania umowy o pracę. I tak właśnie jest, bo Norwegowie niesamowicie bardzo cenią sobie pozytywne nastawienie i bezstresowe podejście. A ja to uwielbiam.
 
O takie pozytywne wajby w pracy dba zawsze osoba, która zwana jest tillitsvalgt (po polsku mąż zaufania), do której możesz zgłosić się, jeśli nie do końca dogadujesz się z jednym z twoich współpracowników. O ile w Polsce jedynie słyszałam o istnieniu takiej osoby, o tyle tutaj to faktycznie funkcjonuje. Miałam również nawet okazję z taką osobą rozmawiać w kwestii pewnej dziwnej sytuacji, która była dla mnie lekko nieprzyjemna. Pracownik z taką funkcją jest wybierany poprzez głosowanie, nie jest twoim szefem oraz ma obowiązek zachować zwierzenia w formie poufnej. Oczywiście, możesz zawsze również porozmawiać z przełożonym o jakiś personalnych problemach, jeśli wolisz ich nie rozwiązywać twarzą w twarz. Dodatkowo istnieje pozycja tzw. verneombud, czyli osoby, która pilnuje, by środowisko pracy było bezpieczne dla wszystkich.
 
Praca w Norwegii bardzo mocno oddzielana jest również od życia prywatnego. Nie są odosobnione historie osób, które czuły się dziwnie, bo poszły na imprezę integracyjną, bawiąc się na maksa, a po przyjściu do pracy w poniedziałek zauważali, że nikt nawet nie wspomina o tym, co się działo w nocy z piątku na sobotę. Jeśli jesteś w pracy, rozmawiasz o pracy. Trzaskasz przysłowiowymi drzwiami, zaczyna się zupełnie inna gadka. Co tam na wakacjach, gdzie byliście na weekend, jakie macie plany na wieczór. Ewentualnie gdzie tym razem idziesz w góry.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

Dosyć trudny okres dla mnie dobiega końca. Praktyki w aptece kończą się, wraz z nimi otwierają się nowe możliwości. Kończy się też powoli moja nauka norweskiego – powoli, bo lekcje pewnie będe miała jeszcze przez jakiś czas po egzaminie, ale już nie tak intensywnie, jak teraz. Kończy się ciemność, mróz, mało czasu i mało pieniędzy (mam nadzieję!). Osobiście uwielbiam wszelkie przejścia, zmiany, dochodzenie do czegoś i potem rozpoczynanie na nowo! Daje mi to poczucie rozwoju, możliwości, wolności w wyborze, ciekawości, co przyniesie przyszłość. No i nowe wyzwania – to tygryski lubią najbardziej. ☺️⁣⠀ .⁣⠀ Lubicie zmiany? Czy boicie się ich ognia?⁣⠀ .⁣⠀ #fjords #fjordsofnorway #norwegianfjords #fjordnorge #norwegianfjord #trondheimsfjorden #hyttelivet #fjellhytte #hytte #hytteliv #hyttekos #hyttetur #weekendvibe #aktywnyweekend #weekendplans #weekendtravel #weekendhair #weekending #travelweekend #weekendmorning #weekendfeeling #norwegia #norwegiansky #norwegianair #norwegianbreakaway ⁣⠀

Post udostępniony przez Andżelika Bieńkowska (@gethappypl)


 
Mam jednak wrażenie, że wpis zaczęłam lekko od tak zwanej tylnej strony, bo przecież chodzimy do pracy głównie po to, by hajs się zgadzał, nieprawdaż? W Norwegii istnieje na przykład coś takiego, jak coroczna podwyżka (indeksregulering) odgórnie dla wszystkich . Wynosi kilka procent w skali rocznej i wynika z inflacji. Przyznawana jest ona w okolicach kwietnia. Rosną koszta życia, rośnie wypłata. Proste. O ogólnych zarobkach nie będę się tutaj rozpisywać, bo popełniłam na ten temat dwa wpisy na blogu.

 

1. Praca farmaceuty w Norwegii
2. Zarobki w Norwegii są wysokie, ale życie drogie – mylisz się

 

Norwescy szefowie nie wyglądają dodatkowo… jak szefowie. Tak naprawdę, jeśli ustawisz obok siebie cały zespół, to ni w ząb nie będziesz w stanie powiedzieć, kto tu rządzi. Przede wszystkim dlatego, że w Norwegii przełożony jest bardziej liderem (nawet tak się nazywa: leder) i kieruje ludźmi jednocześnie wykonując te same prace, co oni. Ustala ogólne cele, motywuje, tworzy grafik, ale nie poczujesz nigdy, że jesteś mniej wartościowy. Kiedy trzeba, idzie zmywać naczynia i nie oczekuje, że ktoś będzie mu robił kawę. Zresztą łączy się z tym zabawna historia mojej wtopy.
 

Zaczynając praktyki, nie wiedziałam, kto jest kim. Pewnego dnia wpadła do nas babeczka, która zdawała się znać wszystkich. Stała na środku apteki, wesoło gawędząc z moim znajomymi. Ja, święcie przekonana, że jest to kolejna farmaceutka, która została wypożyczona do nas na jeden dzień, zapytałam na forum, w którym dokładnie miejscu pracuje. Cała ekipa wybuchnęła śmiechem, a ja już wiedziałam, że coś tu ewidentnie nie gra. Odpowiedziała wtedy tajemniczo, że trochę tu i tam. Dopiero po kilku minutach okazało się, że… jest szefem regionu, a więc szefem mojego szefa. Oczywiście, nie było po niej w ogóle widać, że ma wyższe stanowisko.
 
Kiedy poszłyśmy porozmawiać na uboczu w kuchni a mi minęło poczucie wstydu, babeczka stwierdziła wesoło, że ma ochotę na kawę. Ja, chcąc spróbować naprawić swoje faux pas, rzuciłam się na ekspres, bo chyba tak powinnam się zachować, przynajmniej w serialach o korpoświecie. Zanim zdążyłam wlać wodę, ta machnęła bezstrosko ręką mówiąc, że może sobie sama małą czarną przygotować. Uświadomiła mnie potem, że wie, jak wygląda to w Polsce i dała do zrozumienia, że tutaj nie muszę się tymi konwenansami przejmować, a szefowie robią sobie kawę sami.
 
Proszę, powiedz mi, że nie ja pierwsza i nie ostatnia potraktowałam nieznaną osobę w pracy nie tak, jak powinnam.

 
Praca w Norwegii w aptece to przede wszystkim praca z ludźmi. A ci są o wiele milsi i wyrozumiali dla systemu. Ma się wrażenie, że człowiek nie jest człowiekowi wilkiem. O wiele lepiej znoszone są pomyłki, a klienci czy też pacjenci traktują ciebie jak normalną osobę wykonującą taką właśnie pracę, a nie jak wszystkowiedzące chodzące kompendium na temat leków i chorób. Powiedzenie, że czegoś się nie wie, nie pamięta, lub, że popełniło się błąd uchodzi całkowicie na sucho.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

Tych domków w #trondheim nigdy nie za wiele, prawda? ⁣ .⁣ ⁣ Właśnie na bloga wjechał nowy wpis o tym, jak zostać farmaceutą w Norwegii – LINK W BIO! 💥 Opowiadam w nim, jak dostać autoryzację dyplomu, jakie są 3 drogi dostania się do norweskiej apteki oraz… ile się zarabia w takiej pracy☺️⁣ .⁣ Jestem jedną z tych osób, które nie rozumieją tabu pieniędzy, dlatego zawsze otwarcie się tym dzielę ze światem. Nie wiem, co Wy o tym sądzicie, ale uważam, że to nie powinno być tematem zakazanym. Przecież w końcu głównym celem pracy jest zarobek, prawda?⁣ .⁣ Wbijajcie do świeżego wpisu w BIO. 😉 Ja tymczasem lecę stworzyć swoje zgłoszenie na @seeblogers w Łodzi. Impreza zapowiada się tym uber elitarna, ale CZEMU NIE spróbować? Powinnam sobie chyba częściej zadawać to pytanie: CZEMU NIE? No właśnie. Czy z ktoś z Was już wysłał swoje zgłoszenie?⁣ .⁣ @norway #norway #highlightsnorway #thebestofnorway #norway2day #norway_photolovers #ilovenorway #bestofnorway #imagesofnorway #norwayphotos #norwaylove #norwaysworld #norwaytravel #visittrondheim #trondheimtorg #trondheim #visitnorway #mycity #citytrip #citybestpics #bestcity #marzec #cityvibes #norwegia @followoutsider @awesomepix @scandynavia_traveler @norgejpg @visitnorway @dreamchasersnorway @norgebilder.no⁣ ⁣

Post udostępniony przez Andżelika Bieńkowska (@gethappypl)


 
Nauczyłam się tutaj również całkowicie na równi podchodzić do różnych zawodów. Kiedy wypłata sprzątaczki nie różni się aż tak bardzo od wypłaty farmaceuty, zaczyna się myśleć o pracy w kategorii: czy ja naprawdę chcę to robić, czy może wolałabym być kimś innym? Czasami żałuję, że nie urodziłam się w tym kraju, wiedząc, że nieważne, co będę robić, czeka mnie życie na uczciwym poziomie.
 
Na koniec pozwolę wrócić sobie do pracowej atmosfery, której ważność zdążyłam podkreślić częściej niż vlogerka kosmetyczna swoje oczy. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto pracując w Norwegii nigdy nie był na lønningspils albo julebord. Te dwie okoliczności strzeżone są jak oka w głowie (co ja nagle z tymi oczami, co?). Pierwsza, czyli wypłatowe piwko oznacza zazwyczaj wypad na miasto raz w miesiącu aby świętować pojawiające się na koncie pieniądze. Druga, czyli po prostu impreza wigilijna, obchodzona jest dosyć hucznie i nierzadko wiąże się z wycieczką do innego kraju. Mój narzeczony leciał na przykład na julebord do Tallina w Estoni. Fajnie, czy niefajnie? Znasz odpowiedź na to pytanie! 🙂
 


 
To tylko kilka z wielu niewymienionych plusów, jakie niesie ze sobą praca w Norwegii. Jeśli przyszły Ci do głowy inne w trakcie czytania, daj znać pod wpisem. A może chcesz poruszyć kwestie, które wcale tak świetne nie są? Wbić kij w mrowisko? Ciekawi mnie Twoje zdanie. Widzimy się zatem w komentarzach!
 
unsplash-logoSarah Cervantes