Norwegowie nie są tak tolerancyjni, jak myślisz – 4 mity o Norwegii, w które ślepo wierzymy

Stereotypy mają to do siebie, że jednak skądś pochodzą, jednak nie można ich zastosować do 100% społeczności. Okazuje się, że bycie tolerancyjnym, czy majętnym to bardzo powierzchowne cechy, które widać tylko na pierwszy rzut w tym kraju. Kiedy poznamy jego mieszkańców bliżej, zapytamy się, co naprawdę sądzą, albo zobaczymy ich w mniej oficjalnych sytuacjach, zrozumiemy, że wierzyliśmy cały czas ślepo w mity o Norwegach, które przestają mieć po pewnym czasie sens.

 

 

Mity o Norwegii cz. 1 – Oni są bogaci

 
 
Mieszkanie i życie w kraju Wikingów dla wielu spragnionych spokojniejszego i bezpieczniejszego życia finansowego jawi się jak sen. I jest to prawda. Poniekąd.

 

Bo czy bogactwem można nazwać fakt, że stać człowieka na fajne wakacje raz w roku, ciepłą kurtkę zimą nie odmawiając sobie ładnego prezentu na Mikołajki oraz organizacji urodzin dziecka? Czy bogactwem jest kupienie sobie lepszego wina, polecenie na weekend do Amsterdamu, czy spontaniczne zakupy ubraniowe? Wydaje mi się, że nie. Wydaje mi się, że to nie bogactwo. To normalność.

 

Okazuje się, że jak człowiek normalności zażyje w dawce odpowiedniej; jak wyluzuje i przestanie panicznie sprawdzać stan konta po każdym wyjściu, to nagle przestaje się chcieć… czegoś o wiele więcej. Jesteśmy nauczeni, że pieniędzy jest zawsze za mało. Moja babcia mówiła: oglądaj każdą złotówkę z każdej strony, zanim wydasz. Bardzo się napracowała, żeby ją zarobić.

 

Kiedy w Polsce dostajemy wypłatę, czujemy się jak Królowie Życia. „Stawiam kolejkę wszystkim!„. Tak się zachowujemy. Jak mamy lepsze ubranie, telefon, pokazujemy innym i obnosimy się. „Zobaczcie, w końcu było mnie na to stać/odłożyłem/znalazłem o wiele tańsze!„. Jak remontujemy dom, to dajemy kafelki z ozdóbkami, bo przecież trzeba pokazać, że stać nas na sztukaterię. Ostatnio znajoma zapytała: „ale jeśli wy robicie sobie łazienkę bez żadnych ozdób, to jak ją sobie robią ludzie BOGACI?”.

 

No cóż. Uwaga, ujawniam prawdę. Bogatych nie ma. Albo może nie w takim sensie, jak po polsku to rozumiemy. Ci ludzie, którzy zarabiają od nas kilka razy więcej, zrobią sobie identyczną łazienkę, jak my. Kiedy wyjdziesz na miasto, każdy wygląda tak samo, a może nawet „biedniej” niż w Polsce. Kiedy wreszcie przestaje ci brakować, tracisz potrzebę obnoszenia się tym, co masz ponad stan.

 

Norwegowie nie są trochę też nauczeni tego, że może zabraknąć. Wielu moich znajomych bardzo skutecznie wydaje zarobione pieniądze, tak, że na serio nie starcza im kasy. Dokładnie tak samo, jak w Polsce. Inna sprawa, że idą na imprezę i wydają 2000 zł na drinki. To już ich wybór.

 
 

Mity o Norwegii cz. 2 – Oni są bardzo szczęśliwi

 
 
Wydaje mi się, że są tacy jak wszyscy. To znaczy – czasami bardzo szczęśliwi, czasami bardzo smutni. Fakt, nie narzekają. Fakt, znajdują zawsze same pozytywy. Fakt, na problematyczne sytuacje reagują: ok, ja to załatwię, to się da naprawić, żaden problem. Nie stresują drugiego człowieka. Nawet, jak coś się stanie, bardzo dbają, by stresu było jak najmniej. To są bardzo pozytywne cechy. No i zostali przecież ogłoszeni najszczęśliwszym krajem na świecie.

 

Tak poza tym, przeżywają te same sytuacje, mają swoje problemy, czują się często odizolowani, samotni. Chorują na choroby psychiczne. Standard to spotkać człowieka, który gada do siebie na ulicy (nie, nie ma słuchawek, nie rozmawia przez telefon). Do naszej restauracji regularnie przychodzi kobieta, która potrafi się sama ze sobą pokłócić jedząc małże. A później jeszcze płacze, ocierając łzy serwetką. Z jednej strony jest zawsze bardzo miła. Z drugiej, nie wiem, czy powinnam próbować jej pomóc, bo wygląda na to, że jest bardzo samotna. Ostatnio dowiedziałam się też, że ktoś z mojego otoczenia ma napady lękowe.

 

Myślę, że życie tutaj jest o wiele spokojniejsze, powolniejsze i bezpieczniejsze psychicznie. Nie sprawia to jednak, że zwykłe, ludzkie problemy nie istnieją.

 
 

Mity o Norwegii cz. 3 – Oni są bardzo tolerancyjni

 
 
A raczej bardzo sprawnie idzie im udawanie. Osobiście, nie widzę nic złego w powiedzeniu, że ta osoba, co siedzi tam, jest łysa. Przecież jest i nie mówię tego przy niej, ale do znajomego, więc co za problem, przecież nie jestem niegrzeczna. To samo z innymi nacjami. Ten Azjata, tamta Murzynka. Naprawdę, tak łatwiej identyfikuje się ludzi. Ale nie. Norwegowie będą opowiadać, że to ta młoda dziewczyna z kurtką na krześle oraz ciemnymi butami za kolano. Już nie raz tak stałam w rogu sali, próbując się dogadać, kto dostanie dzisiaj jako jedyny posiłek wegetariański dobre kilka minut analizując odcień koszuli. Zazwyczaj po chwili, nie mając czasu, mówię po prostu: ten łysy pan, tak? Tak, ten. Okej. Sprawa załatwiona. Ale Norwegowie bardzo boją się tak wprost mówić, co myślą. Nie wszyscy, ale spora część.

 
 

Oni boją się być niepoprawni politycznie. Mają jakąś wrodzoną obawę, że zostaną posądzeni o brak tolerancji. Są tak ostrożni w mówieniu dokładnie tego, co naprawdę myślą, że szok.

 
 

Rozluźniają się dopiero wtedy, kiedy sam zaczniesz mówić, to co naprawdę myślisz. Widzą, że nie oceniasz, a nawet jesteś dokładnie taki sam, jak oni. Zaczynają opowiadać BARDZO niepoprawne politycznie żarty przy drugim piwie, wtedy możesz uznać, że wreszcie się otworzyli. Zdobycie takiego zaufania to długa droga.

 

Wtedy zazwyczaj wychodzi to, co naprawdę sądzą o uchodźcach w ich kraju, Polakach również. Jeśli masz dystans do świata i siebie, powiedzą ci dokładnie to, co siedzi im w głowie od zawsze. Okazuje się, że tolerancja to przykrywka. Po prostu świetnie im idzie udawanie, że tacy są.

 

Miałam za zadanie domowe z norweskiego zapytać znajomego Norwega o kilka kwestii w formie wywiadu. Było też pytanie właśnie o imigrantów, co ta osoba o nich sądzi, czy to źle, czy dobrze, że przyjeżdżają i układają swoje życie tutaj. Powiedziała mi, że to pytanie jest bardzo stresujące, bo z jednej strony chce być szczera, z drugiej, nie chce brzmieć „slem”, czyli bardzo niegrzecznie i chamsko. Ostatecznie odpisała coś bardzo sztampowego, nie wyrażając tak naprawdę swojego zdania.

 

Osobiście uważam, że Norwegowie są i tak o wiele mniej uprzedzeni, niż Polacy, niemniej jednak to wcale nie jest tak, że są ideałem. Przywdziewają oficjalne maski i noszą je prawie cały. Zdejmują je, kiedy naprawdę czują się swobodnie w towarzystwie innych.

 
 

Mity o Norwegii cz. 4 – Oni chorują na depresję, bo jest ciemno

 
 

Ciężko mi się wypowiedzieć na ten temat – po prostu nie znam nikogo z dalszego ani bliższego otoczenia tutaj, kto miał kiedykolwiek problem z tą chorobą. Osoby w moim towarzystwie nie bywały ani nie bywają smutne bądź zaniedbane miesiącami, bo jest ciemno i zimno. To tak samo, jak w Polsce. W grudniu słońce zachodzi również o 15:00, jest zimno i czasami o wiele gorzej, niż tutaj (bo wieje i powietrze jest wilgotne, w Norwegii jest minus 10, zero wiatru i mróz szczypiący w nos – aha i bielutki śnieg cały czas).

 

Niemniej jednak to tylko moje doświadczenie – mieszkam w centralnej części kraju. Wycieczka na północ z jednej strony mnie ekscytuje, z drugiej za każdym razem, gdy tylko docierałam do koła podbiegunowego, to od razu opadałam z sił. Moje ciało włączało mode: nic-mi-się-nie-chce i na serio poczułam, jak ogromny wpływ ma na mnie szarość, zero słońca i ciągły deszcz. Może mieszkańcy północnej części kraju mają z tym większe problemy? Wie ktoś?

 


 

A Wy? Macie jakieś stereotypy na temat tej naradowości? Co sądzicie o tych przedstawionych? Jak je postrzegacie? A może któryś z nich został właśnie obalony? Dajcie znać w komentarzach!