Rozbawienie. Przerażenie. Uczucie zażenowania. Te i inne uczucia towarzyszyły mi w poszukiwaniu ekstremalnych i absurdalnych wypowiedzi z polskich forów o życiu w Norwegii. Nigdy do tej pory tam nie zaglądałam i teraz wiem już dlaczego. To, co zobaczyłam, nie da się jednak jednak odzobaczyć. Jak nie ma sensu płakać, to można się pośmiać. Zakładaj kask, gogle przeciw głupocie i ochraniacze na cztery litery. Jedziemy na wyboistą wycieczkę po polskich forach dyskusyjnych o życiu w kraju Wikingów.
Na pierwszy rzut – mój chleb powszedni: służba zdrowia.
/we wszystkich wypowiedziach pozostawiam oryginalną pisownię/
„…Ps. mam nadzieję ,że syn nie jest chorowity,bo tu leczą tylko paracetamolem…a nie tak jak w Polsce antybiotykami..”
W Norwegii nie leczy się tylko paracetamolem, chociaż lekarze zdecydowanie mniej chętnie przepisują antybiotyki i jest to fakt. Nie wynika on jednak z głupoty, czy niedouczenia, a raczej z postępu i mądrości. Wszyscy wiemy, że stajemy się coraz bardziej odporni na działanie antybiotyków, a wynika to również z tego, że jak Polak nie wyjdzie od lekarza z receptą na penicylinę, to ma wrażenie, jakby nie został poważnie potraktowany.
A może właśnie został?
„….a i najważniejsze…jak już syn nauczy się norweskiego…biegle w mowie i piśmie to za kilka lat może śmiało zostać np. kierownikiem tychże oszołomów”
Tychże oszołomów – tutaj w domyśle Norwegów. Nie ma to, jak psioczyć na ludzi, do których kraju wyjeżdża trzepać kasę. Bo obrażanie innych i poniżanie tylko przez to, że nie są tacy, jak my, jest taaakie fajne. Naprawdę.
„Z tego, co wiem, musialbys przepracowac co najmniej rok na norweskiej budowie jako zwykly snekker albo murer, aby potwierdzic swoje wyksztalcenie w Norwegii.”
Z tego, co wiem, to nie musisz mieć doświadczenia na budowie, by potwierdzić, czy pracować w swoim wyuczonym zawodzie w branży budowlanej po studiach wyższych. Patrz, mój narzeczony.
„ginekologa to zobaczysz po porodzie albo wcale
USG dopiero po 38 tygodni robiaa potem barnevernet zabiera dzieci
podaj tego norwega o alimenty”
Barnevernet to temat, na który wypadałoby napisać osobny artykuł, ale nie wiem, czy mam siłę, by go merytorycznie podejmować z jednego względu – trochę mnie ten temat irytuje. W skrócie, barnevernet, to organizacja zajmująca się pomocą w wychowaniu dzieci, nadzorująca, czy rodzina nie jest patologiczna i ma możliwość swoje dzieci wychowywać w zdrowiu i bezpieczeństwu. Tutaj ojcem dziecka był Norweg, a barnevernet miałoby zabrać dziecko Polki, bo… jest Polką. Niestety (stety), zgodnie ze statystykami, nie ma żadnych danych wskazujących na to, że dzieci zabierane są bardziej Polkom, niż Norweżkom, czy dajmy na to Litwinkom. Dane wskazują po prostu na to, że pochodzenie nie ma żadnego znaczenia. To, co ma znaczenie, to to, że rodzice są alkoholikami, ojciec spędził pół tacierzyństwa w więzieniu za kradzieże, a dziecko jest niedożywione. Na przykład. To takim rodzinom dzieci są odbierane, po oczywiście dogłębnej inspekcji. Te historie o zabieraniu potomstwa są dla mnie trochę jak płachta na byka, szczególnie kiedy rozpowiadane są przez osoby nigdy niemieszkające w Norwegii, za to bardzo lubujące się w oglądaniu telewizji i czytaniu brukowców. Aż się zestresowałam. Idźmy dalej.
„Slyszalem tez z powaznych zrodel, ze lekarze tu to maja zabronione pomagac obcym”
Wracamy do służby zdrowia. Poważnym źródłem w tym przypadku na pewno była oficjalna strona rządowa albo ulotka w przychodni lekarskiej. A nie, czekaj. To był chyba jednak znajomy znajomego, co miał szwagra, a ten szwagier miał wujka, który pracował w Norwegii, chyba na budowie. Poważne źródła, hello!
Lekarze, tak samo jak farmaceuci, mają prawny obowiązek udzielać pomocy wszystkim potrzebującym. Jako pracownicy służby zdrowia składamy taką oficjalną przysięgę przy odbiorze dyplomu. Zresztą, ta wypowiedź jest tak słaba, że nie wiem, co więcej powiedzieć. Jak w ogóle można coś takiego napisać?
„Domyslam sie, ze Twoja norweska wybranka to raczej rozmiar XXXL bogato wyposazona rowniez we… wlasne miesxkanie. Zadna normalna Norwezka nie zadala by sie z humanoidem z Europy Wschodniej.
Powtarzam :ZADNA genetycznie prawdziwa Norwezka bez wad eliminujacych inne rozwiazania NIGDY nie zada sie z towarem czlowiekopodobnym z naszego regionu Europy. Jesli juz chce zdradzic swa rase to bedzie to robic z lada ciapatym lub nawet z kompletnym asfaltem.”
W zeszły czwartek wydawałam leki Norweżce, która odbierała je dla swojego chłopaka – Polaka. Obok jego imienia na telefonie widniało serduszko. Szach mat.
W tych wypowiedziach z forów na zmianę jesteśmy albo najlepsi na świecie, albo najgorsi. Trudno się zdecydować.
„To co norwescy aptekarze mówią, jest niestety przez was samych, źle tłumaczone.
Oni mówią iż bez konkretnej recepty od lekarza, to tego sprzętu nie kupicie nawet i za żywe dulary amerykanske.
Trza niestety iść do norskiego kunowała i onszy wyda stosowny papir jednako ni du tualety ano do apoteki, dlatego, że tak zwany sprzęt do mierzenia zawartości cukru we krwiech naszych i waszych, w Norge jest za DARMO!!! a w polszy trza niestety płacić i to nawet jak jest recepta!.”
To była wypowiedź sprzed kilku lat, ale wątpię, by coś się zmieniło przez ten czas. Otóż jeśli lekarz wypisze receptę na aparat do mierzenia poziomu cukru we krwi, to faktycznie takowy jest za darmo, ale za paski i igły trzeba zapłacić tzw. wkład własny w wysokości 39% ceny normalnej. Oczywiście, jeśli recepty pacjent nie ma, może jak najbardziej taki sprzęt zakupić – po prostu płaci się za niego sto procent ceny. Tutaj wypowiedź konkretnie tyczyła się pasków do aparatu danego producenta.
„Chopie,przestan fandzolic gupoty. Bier szype i ciepaj przy rowach w kraju.Rob jakies pieniadze a nie opowiadaj bzdetow,ze ktos Polaczkowi oferuje 40 k nok na krzywy ryj. Tyle zarabia poczatkujacy menago,ale Norweg. Jaki troll idiota oferowalby kierownicze stanowisko przypadkowej przybledzie z Polski.”
40 tys. NOK brutto, bo o tym mowa tutaj, to normalna, nawet powiedziałabym lekko niższa miesięczna pensja norweska (taka na start przy pełnym etacie). Netto z 40 tys. po opodatkowaniu to około 25 tysięcy NOK/miesiąc. Więcej o zarobkach w Norwegii piszę poza tym tutaj. Na stanowisku kierowniczym zarabia się zdecydowanie więcej, ale tutaj ktoś miał przyjechać prosto z Polski i pracować w okolicach Trondheim, więc podejrzewam, że w jakiejś wiosce. To realna propozycja.
„Co setny norek jest madry co 500 bystry, nawet wiekszosc inz to barany”
Norek to charakterystyczny (i w moim odczuciu) pejoratywny sposób mówienia o Norwegach. Nie rozumiem do końca, dlaczego i po co tak jest mówione – zazwyczaj używane w kręgach osób, które z chęcią ocenią wszystkich innych jako baranów, a siebie mają za chodzące ideały. Oj, nie ładnie tak. Polaczku.
Trudno było mi kontynuować tę krótką, acz intensywną przechadzkę po polskich forach dyskusyjnych. Czuję, że po kilku godzinach mam już dość. Jakieś wnioski? Naprawdę nie warto się kierować tym, co ktoś pisze (nawet jeśli powołuje się na poważne źródła). Bywasz na nich czasami? Z jakimi skutkami? Daj znać!