Kinga nie jest jedną z tych osób, która w Norwegii mieszka dzisiaj. Spędziła jednak w Bergen dwa dobre lata, za którymi tęskni dokańczając swoje studia w Polsce. Jej historia może być interesująca dla każdego, kto myśli o wyjeździe, ale jego doświadczenie zawodowe w CV nadal świeci pustkami i nie wie, jak się zabrać za szukanie takiego miejsca stażu. Jak znaleźć praktyki w Norwegii, jak pokochać deszczowe Bergen i jak realizować marzenia sprzed lat?
Mieszkałam przez dwa lata w Bergen, dokładnie na krańcu Sandviken. Pokój miałam na strychu, a dom położony był przy głównej drodze z Åsane do centrum, za to miałam widok na tunel, który co rusz był zamykany… Ale i tak miałam najlepsze widoki, jakie mogłam sobie wymarzyć – z jednej strony widok na góry i trochę centrum, a z drugiej na fiord i most łączący z Askøy. Niedaleko miałam Gamle Bergen więc idealne miejsce na spacery – uwielbiałam to, że mogłam w godzinę wejść na Stoltzekleiven, albo wyjść w samym bikini i wskoczyć do fiordu. Nic bym nie zmieniała w tym miejscu.
Szukałam praktyk w całej Norwegii, ale udało się w moim wymarzonym miejscu. Wyjechałam tam mając pracę, mieszkanie przyszło później.
Ma się średnio, bo pomimo tego, że umiem czytać i pisać i rozumiem dużo, to nie mam teraz do kogo gadać, a i właśnie się dowiedziałam, że moja grupa kursowa się rozwiązała bo za mało chętnych na ten poziom. Kupiłam kolejne książki do nauki i mam nadzieję się zabiorę za to, ale ciężko to przychodzi samemu jak się chce pogadać ☺ chciałbym się dalej uczyć, bo bardzo mi się podoba ten język.
Aktualnie wróciłam na studia drugiego stopnia. W Norwegii pracowałam jak praktykantka w biurze architektonicznym. Moje rozliczenie było stałe, a nadwyżki godzinowe przeznaczałam na dni wolne.
Na początku przez dwa tygodnie mieszkałam z tatą, który w Bergen jest od 12 lat. Potem przez trzy miesiące sama, a potem dołączył mój chłopak. Kontakt z rodziną miałam codzienny na Whatsapp czy Skype. I może po tylu latach doświadczenia z tatą nauczyliśmy się wszyscy żyć w ten sposób. Było to dosyć naturalne, ale oczywiście łatwiej mi było, bo mieszkał ze mną mój chłopak.
Żyło mi się znacznie spokojnie, tak poukładanie, że miałam czas na wszystko, co chciałam, no i miałam na to pieniądze. Cisza była cudowna i wiem, że jestem jedną z niewielu, ale uwielbiam pogodę w Bergen. Miłośniczka deszczu to ja ☺ tęsknię za tym będąc teraz w Polsce, z drugiej strony brakowało mi większego wyboru w sklepach spożywczych w Bergen.
Studiowałam Architekturę i Urbanistykę na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym. Aktualnie studiuje architekturę na Politechnice Warszawskiej. I tak zamierzam wykorzystać wykształcenie. Do pracy jako architekt w Norwegii wystarczy magister (bez uprawnień polskich) do wykonywania zawodu.
Wyjechałam na ostatnim semestrze, miałam do zaliczenia tylko obronę dyplomu. Ale, że pokłóciłam się z promotorem, tuż przed obroną zmieniłam go i miałam prowadzony dyplom z innym na odległość.
Co do szukania miejsca, to kiedyś była taka krajowa strona z firmami architektonicznym w Norwegii (ale teraz za Chiny nie mogę jej odnaleźć) wysłałam więc do wszystkich po kolei swoje CV i portfolio. Napisałam wtedy chyba z 500 maili do biur w całej Norwegii :).
Co zadziwiające, nie mieli wymogów co do języka norweskiego, choć zaznaczyłam, że się uczyłam go trochę i rozumiem, co mówią i co czytam, ale już wypowiedzieć średnio (głównie przez moją nieśmiałość). Pewnie dlatego, że całe biuro jest dosyć międzynarodowe i nawet na normalnych architektów przyjmują bez norweskiego. Wymogiem jakimś była umiejętność programów specjalistycznych (tu ArchiCAD i Revit).
Swoje CV wysłałam w okolicy stycznia/lutego, biuro odezwało się w okolicy świąt Wielkanocnych i wtedy była sama rozmowa telefoniczna, na początku maja miałam rozmowę przez Skype z szefem i osobą, która aktualnie była taką przewodnicząca wszystkich pracujących… po tej rozmowie, po tygodniu napisali, że mnie przyjmą na rok i przysłali mi umowę do podpisania. Później się dowiedziałam, że byłam wybrana spośród 4 osób, więc konkurencja duża raczej nie była.
Wyjazd tam był moja formą ucieczki, więc praktyki wyszukałam sama i sama wszystko zorganizowałam , nie brałam nic z Erasmusa ani z Uczelni, dziekanat dowiedział się tuż przed wyjazdem o sytuacji ale nikt nie robił problemów.
Obowiązkowe praktyki dla architektów są na semestrze przeddyplomowym i trwają do 6 tygodni z zakresu projektowego, urbanistycznego i konserwatorskiego. Wykonałam je w Szczecinie, w różnych biurach za darmoszkę. Te praktyki w Norwegii wliczają się do wymaganego czasu do uzyskania uprawnień zawodu architekta, ale nie na Uczelnię.
W Bergen zakochałam się podczas oglądania Discovery Channel, gdzie obejrzałam dokument o tym mieście. Myślałam, że to będzie moje docelowe miasto, ale nie było to ostatecznie aż tak istotne, bo chciałam sprawdzić, jak żyje się w Norwegii, nauczyć się trochę języka w ogóle, dlatego wysłałam zgłoszenie gdzie się dało, natomiast, gdy dowiedziałam się, że akurat biuro w Bergen się odezwało, cieszyłam się nie do opisania!
Mój czas był podzielony, na pracę projektową i na pracę ogarniania wspólnego lunchu. W poniedziałki, wtorki i czwartki przygotowywałam lunch w biurze, tj. szłam do godt brød – sklepu po spożywcze rzeczy i potem przygotowywałam posiłek. Dodam, że w takich dużych firmach jest zawsze odpowiednią kwota do twojej dyspozycji, np. na kurs, książki czy nawet siłownię/basen, więc łatwo się można na kurs norweskiego zapisać.
Co do części zawodowej: byłam praktykantką przydzieloną do wielu projektów, ale w małym zakresie. Podlegałam niby architekturze, ale czasem pomagałam również firmie LARKom, czyli biurze zajmującym się projektowaniem krajobrazów. Robiłam różne rzeczy: od małych poprawek dla szefa przez koncepcję całej urbanistyk po własne projekty budynków czy mieszkań. Analiza nasłonecznienia, schematy wszelakie i inne takie mniejsze rzeczy też. Po roku zostałam przydzielona do dużego projektu biurowca, co było trochę nie w tematyce tego biura architektonicznego, które specjalizuje się w mieszkaniówce, ale czego nie robi się dla Kommuny… (kommune to po norwesku gmina, sporo Polaków odmienia to słowo właśnie w ten sposób, mając na myśli instytucję zajmującą się ogólnie pojętym dobrem jej mieszkańców, przyp. gethappy) Tam tworzyłam plik od zera, koordynowałam pracę z inną koleżanką, przekazałam postępy i wszelkie zmiany do głównego architekta, który głównie chodził na spotkania. Spotkałam wtedy się z branżystami i analizowałam z nimi niezgodności i zmiany. Bywałam również na budowie. Zajmowałam różnymi sprawami: od projektowania ogrodów przez domy jednorodzinne po całe założenie urbanistyczne. Jedyne, czego nie robiłam, to projektów wnętrz.
Ciekawostki/anegdotki dot. życia w biurze architektonicznym w Norwegii:
Popularne są wyjazdy typu studietur – całe biuro jedzie na wycieczkę do innego miasta w Europie, na kilka dni, podczas których zwiedzamy dużo budynków (zdobywamy nawet specjalne wejściówki).
Moje biuro mieściło się niedaleko portu, które też miało zejście do wody. W okresie letnim organizowaliśmy dziesięciominutowe pływanie podczas pracy.
Tęsknię za spokojem i ciszą. Tęsknię za ludźmi którzy, pomimo że kształtowani na niedostępnych byli super mili, przyjaźni i pomocni. Atrakcyjne wydaje mi się także traktowanie architektów, ponieważ tam jest to szanowany zawód, co nie ma odzwierciedlenia póki co w Polsce.
Otworzyć swój hotel/camping gdzieś w Norwegii, z dostępem do wody i gór, i po prostu tam być.
Swoją historię opowiedziała Kinga Błaż – wiecznie niewyspana, zakochana w deszczu, odliczająca dni do końca studiów, aby móc wrócić do swojego miejsca na ziemi czyli… Bergen. Miłośniczka kryminałów skandynawskich, przeciwniczka lukrecji. Kiedyś będzie miała farmę w Norwegii i cieszyła się ciszą i widokami.
Ten wpis jest częścią cyklu historii osób, które wyemigrowały do Norwegii z Polski. Jego celem jest zainspirowanie innych, pokazanie, jak różne osoby tworzą swoją rzeczywistość na nowo, odnajdują się w nowym kraju i postrzegają swoje życie poza krajem.
Jeśli jesteś osobą, która mieszka w Norwegii od jakiegoś czasu i masz ochotę odpowiedzieć na kilka podobnych pytań, które pojawiłyby się w takiej samej formie na blogu w postaci wpisu – koniecznie napisz do mnie na andzelika@gethappy.pl albo poprzez któreś z moich mediów społecznościowych.
Razem wykombinujemy coś mega fajnego.
Więcej? Poznaj też historię Kasi Dusik – dziewczyny, która do Norwegii wyjechała spontanicznie, bez znajomości języka, a dziś uczy łyżwiarstwa figurowego na południu kraju. Albo Marzenę Gostkowską, z którą przypadkiem pracowałam w tej samej sieci aptek na Pomorzu, a która dzisiaj dba o zdrowie swoich pacjentów na biegunie północym w Tromsø!