Na zwiedzanie Kuala Lumpur nie ma sensu poświęcać wiele dni. Te wszystkie blogi opisujące, jak w trzy dni zwiedzić całe miasto — one mają rację, większość da się zobaczyć w tak krótkim okresie czasu. Stolica Malezji jest za to idealną bazą wypadową do innych miejsc oraz świetnym początkiem odkrywania tego kraju. Jak zacząć zwiedzanie Kuala Lumpur sprytnie i niedrogo?
Wyobrażasz sobie pierwsze chwile po wyjściu z samolotu, w kraju, którego nigdy wcześniej na oczy nie widziałeś? Idziesz ku przejściu granicznemu, dostajesz zgrabną pieczątkę, celnik dopytuje się, jak długo masz zamiar pozostać w jego kraju. Jeśli masz szczęście, zagada coś po polsku, uśmiechnie się i zapyta, jak podróż. Jeśli nie — po prostu przejdziesz szybko przez skanowanie odcisków palców i to głupie uczucie towarzyszące człowiekowi, kiedy ktoś dokładnie sprawdza jego dane, czy aby na pewno nie jest kimś niebezpiecznym.
Później już tylko odbiór bagaży z nadzieją, że akurat twój nie został zagubiony albo zabrany już przez innego pasażera o łudząco podobnej walizce, wychodzisz na zewnątrz i zaczyna się zabawa. Jesteśmy wolni, możemy iść… ale gdzie? W ciągu pierwszych sekund od razu jesteś atakowany przez łasych na twoje bogactwo rodem z Europy taksówkarzy. Doświadczenie oraz intuicja podpowiadała, że na pewno nas naciągają.
Byłam bardzo przeciwna brania taksówki (za którą chciano od nas ok. 200 zł do centrum, że co?), poszliśmy więc na kolejkę. Byłam w szoku, kiedy okazało się, że kosztuje ponad 100 zł za dwie osoby. Nie taki obraz taniej Azji miałam w głowie. Ostatecznie na dojazd do hotelu właśnie metrem wydaliśmy prawie tyle, co za taksówkę…
Nie bądź tak głupi, jak my. Ściągnij GRABA. Zwiedzanie Kuala Lumpur stanie się wtedy tanie i wygodne.
Grab to taki Uber, tylko że w Malezji (i może innych krajach Azji, kto wie?). Możesz w nim płacić gotówką albo kartą. Podjeżdża dokładnie pod wskazany adres i zapłacisz za niego… jakąś połowę tego, co taksówkarzowi. Zatem ile GRAB kosztował nas z powrotem na lotnisko? Jakieś 70 zł. Sztos.
Graba ściągniesz na swój telefon tutaj. Kiedy ogarnęliśmy, że praktycznie za 6,7 zł da się dojechać w każde miejsce w centrum, nie robiliśmy już nic innego, jak braliśmy Graba.
Jak dobrze mieć swojego człowieka na miejscu przed sobą! Była nim w tym wypadku moja przyjaciółka, która zwiedzanie Kuala Lumpur uskuteczniała kilka dni wcześniej. Dobrze, że dała znać, że na wieże nie wejdzie się bez biletu zakupionego on-line. Nie, że to niemożliwe, ale bardzo trudne zważywszy na obłożenie terminów zwiedzania.
Bilety zarezerwowaliśmy tutaj (ok. 70 zł/osobę) – to jedna z tych rzeczy, która się nie opłaca, ale warto. Na wieże weszliśmy pierwszym możliwym zwiedzaniem z samego rana — widoczność była bardzo dobra, poza tym fajnie było zacząć dzień z sa
mego rana tak zapierającą dech w piersiach atrakcją.
Zwiedzanie polega na krótkim omówieniu budynków na samym dole, następnie jedzie się na piętro, z którego mostek łączy obie wieże bliźniacze. Następnie wjeżdżasz na samą górę i tam masz trochę więcej czasu, by posiedzieć, popatrzeć, pokontemplować. Na koniec możesz sobie kupić jakąś pamiątkę. Całość trwa jakieś 40 minut do godziny.
Pod samymi Petronas Tower czyhają na ciebie lokalsi przechadzający się z małymi dyngsami w tę i z powrotem. Na początku nie rozumieliśmy, co też oni kombinują. Okazało się, że sprzedają… soczewki na twój aparat w telefonie, by dało się zrobić zdjęcie całym wieżom! Potrzeba matką wynalazków.
Poprosiliśmy jedną z tych osób, czy zamiast sprzedawać nam nakładkę na kamerę, może po prostu zrobić zdjęcie naszym telefonem z tą nakładką. Utargowaliśmy się na 10 MYR (jakieś 10 zł), a sytuacja była typowym win-win.
W Malezji jest sporo różnych operatów sieci. Poczytałam, że na Perhentian Island najlepiej działa ten od Digi (to nieprawda, tam po prostu żaden nie działa…). Kartę z internetem kupiliśmy w sklepie podobnym do polskiej Żabki, poprosiliśmy, by od razu nam go aktywowano. Sprzedawcy ogarnęli wszystko w kilka minut, włącznie z ulokowaniem karty w iPhonie. Jeśli masz zamiar zamawiać Graba, dzwonić na WhatsAppie do różnych osób albo… robić non stop instastory, jak ja — polecam takie rozwiązanie. Zwiedzanie Kuala Lumpur oraz w ogóle Malezji z nieograniczonym Internetem w kieszeni okaże się o niebo łatwiejsze.
Bukit Bintang — dzielnica, która skradła nasze serca. Pełna życia, różnych kultur, centr handlowych, ludzi z całego świata, imprez i… mega jedzenia. Kiedy odkryliśmy centrum handlowe Pavilion oraz jego food court w podziemiach kompleksu, zgodnie uznaliśmy, że to najlepszy food court, w jakim kiedykolwiek byliśmy. I chyba największy. Ilość jedzenia z każdego zakątka Azji pozwalała, by bez ruszania się z Malezji, jeść dania koreańskie, chińskie, japońskie, tajskie… właściwie, jakie tylko chcesz. Ceny były również bardzo przystępne. Kto powiedział, że zwiedzanie Kuala Lumpur nie może oznaczać odkrywania też innych kultur?
View this post on Instagram
Jeśli znudzi ci się jedzenie ayam nasi goreng (smażony kurczak z ryżem, mega popularny) i będziesz mieć ochotę na jakąś odskocznię od kuchni malezyjskiej, koniecznie tam zajrzyj. Jeśli dodatkowo jesteś fanem shoppingu na wakacjach, totalnie przepadniesz. Śmiałam się cały wyjazd, że w tym miejscu znajdują się wszystkie marki wymienione w filmie: Diabeł ubiera się u Prady. Prada oczywiście też jest. No i po raz pierwszy to tam zamarzyłam, by na swoim weselu mieć szpilki Jimmy Choo.
Jeśli jesteś fanem kuchni japońskiej, koniecznie musisz również wpaść do centrum handlowego o nazwie ISETAN, w którym zjesz charakterystyczny Udon. Całe miejsce jest w ogóle niezwykłe i wygląda absolutnie perfekcyjnie, jak to Japończycy mają w swoim zwyczaju.
Sporo hoteli w Kuala Lumpur posiada tak zwany infinity pool (jak na zdjęciu na górze wpisu), czyli basen kończący się razem z brzegiem budynku. Daje to wrażenie, jakby się kąpało w wodzie, bez granicy pomiędzy przestrzenią, a basenem. Jeśli jesteś w trakcie poszukiwania miejsca do zakwaterowania, polecam przejrzeć booking.com – jest dużo takich hoteli o przystępnych cenach oferujących infinity pool, a wrażenie jest niezwykłe.
Jeśli poszukujesz więcej porad…
Z pewnością warto zajrzeć do Zu in Asia – dziewczyny z Poznania, która wyprowadziła się na inny kontynent i mieszka od dłuższego czasu w Malezji. Jej blog ma masę praktycznych porad i mam nadzieję, że przyda się w planowaniu wyprawy do cudownej Azji południowo-wschodniej.
A Ty? Byłaś w Malezji i może możesz dodać coś od siebie, albo masz jakieś pytania, na które nie odpowiedziałam w poście? Daj znać niżej!