wyspy perhentian

Wyspy Perhentian – jak naprawdę wyglądają malezyjskie rajskie wyspy?

Zostawiłam za sobą wczoraj przepiękne wyspy Perhentian. Szybka łódka podskakiwała nad wodą, kiedy zmierzaliśmy w kierunku portu Kuala Besut majaczącego gdzieś na horyzoncie. W głowie pozostały obrazy rajskiej krainy: krystalicznie czysta woda, biały jak śnieg piasek, widoki ze szczytu wyspy na idealną lagunę. Jak się tam dostać, jak się przygotować i czemu się nie dziwić na miejscu?

 

O rajskich Perhentian Island dowiedziałam się z wielu blogów podróżniczych. Zauważyłam jednak, że jest bardzo mało polskich źródeł opisujących te wyspy z subiektywnego punktu widzenia, a takiego właśnie potrzebowałam bardziej, niż idealnych zdjęć z dużych portali podróżniczych. Chciałam zaplanować pobyt na rajskiej wyspie, mając pewną gwarancję pogody, atrakcji na miejscu i… „rajskości”. Ostatecznie, wszystko się udało. Nie obyło się bez kilku wpadek i całkowitych zaskoczeń. O tym za chwilę.

 

 

1. Jak się dostać na wyspy Perhentian?

 

Wyspy Perhentian to dwie wyspy na wschód od Półwyspu Malajskiego: mniejsza i większa.

 

Sezon na Perhentiany trwa od marca do października (czyli nie leje cały czas, tylko czasami). My wybraliśmy się na wyspę Kecil, czyli tę mniejszą.

 

Na same wyspy można dostać się jedynie wodną taksówką w cenie 35 MYR/osobę/stronę – 70 MYR (ok. 70 zł w zaokrągleniu) – nie można nie kupić biletu powrotnego (czyżby zabezpieczanie przed pragnącymi pozostać tam na zawsze wiecznymi włóczykijami?). Dodatkowa opłata dla osoby nie z Malezji – 30 MYR za wstęp do Parku Narodowego. Razem daje nam to okragłe 100 MYR na dzień dobry.

 

Łódki pływają z przystani w Kuala Besut dosłownie cały dzień z częstotliwością kilku na godzinę i jeśli nie jesteś lokalsem i jesteś w tej miejscowości, to jesteś tutaj tylko w tym celu – wierz mi, poza destynacją na Perhentiany – nic tutaj nie ma. Ba! Nawet jeśli już jesteś w Kota Bharu albo lecisz do tej oddalonej o jakieś półtorej godziny samochodem od wybrzeża miejscowości – wszyscy wiedzą, po co. Najsławniejszym sposobem dostania się na wyspy Perhentian jest lot z Kuala Lumpur do Kota Bharu z AirAsia i przejazd do Kuala Besut (my użyliśmy taksówki za ok. 70 zł, ale jeżdżą również busy na całej trasie w bardzo korzystnych cenach). Jeśli również chcesz jeździć z prywatnym kierowcą, który nie zdziera kasy – koniecznie ściągnij Grab-a, czyli tutejszego Ubera. Działa rewelacyjnie, a ceny są świetne w porównaniu do tradycyjnych taksówek. Szczerze, nie wyobrażamy sobie życia tutaj bez niego.

 

2. Hotele na wyspach

 

Tutaj muszę przyznać się do wpadki. Jakkolwiek to zabrzmi, ale nasz „hotel” był jednym z najdroższych w okolicy, a mimo to, miał standard… domku na działce. Co ja gadam! Nawet domki działkowe co poniektórych działkowiczów wyglądają lepiej.

 

Jego dwie zalety zostały wymienione w nazwie: air conditioned i beach front. Nie tylko chatka była beach front, ale była po prostu on the beach. Od plaży dzieliło nas kilka schodków w dół i voilà: moczysz już stópki w ciepłym Pacyfiku.

 

 

 

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Andżelika Bieńkowska (@gethappypl) on

Naoglądałam się sporo filmików, naczytałam opinii i spędziłam na booking.com masę czasu. Nasz „resort” pojawiał się w większości relacji. Pomyślałam, że w takim razie musi być spoko. Nie dość, że kosztował dosyć dużo (ok. 1500 zł/4 noce/2 osoby), to miał dosyć wątpliwy standard. Cały czas nie było ciepłej wody (chyba że za ciepłą uznamy tę o temperaturze oceanu), raz nie było jej nawet w ogóle. Mieliśmy przerwy w dostawie prądu oraz ogromną dziurę w rogu pokoju, którą po naczytaniu się o mega jadowitych pająkach, postanowiliśmy taktycznie zakryć butem. Nie zrozumcie mnie źle – ja naprawdę nie potrzebuje wiele do życia, kiedy jestem w tak rajskim miejscu. Fajnie byłoby, jednak gdyby pokój spełniał standardy, które miał wymienione w opisie i zapewniał podstawowe potrzeby, jak… woda. Szczególnie że w tej cenie aktualnie mieszkamy w penthousie w 4-gwiazdkowym hotelu w dużym mieście na Borneo.

 

Aha! Ważna sprawa! Podobno sporo osób po prostu płynie na wyspy z nastawieniem yolo (jakoś to będzie), bo wiele miejsc noclegowych nie oferuje rezerwacji przez Internet. Miałam spory problem ze znalezieniem miejsc na booking.com, więc polecam też rozejrzeć się po prostu w sieci w poszukiwaniu dobrej miejscówki, a nie jedynie sprawdzać wyszkukiwarki hoteli.

 

Chciałam ostatecznie radzić, byś DOBRZE przejrzała strony „resortów”, „vill”, „spa” i upewniła się co do ich „facilities”. Ostrzegam, że może nie być tanio, skoro nasz domek na palach z karaluchami spadającymi z dachu (lepiej nie pytaj) kosztował właśnie tyle. Idźmy dalej.

 

3. Klimacik

 

Specyficzny.

 

Nie wiem, jak ty – nie mam nic do muzułmanów, ale non stop w swojej głowie porównywałam uprzejmość Balijczyków do osób pracujących na wyspie i jakoś blado wypadali. Miało się wrażenie, że turyści są tutaj złem koniecznym. Oczywiście, nie była to reguła, ale ich powściągliwość oraz… wrodzony talent do robienia bałaganu może nie zachwycać.

 

wyspy perhentian

Meczet na wyspie Kecil

 

Cieszyło mnie niezmiernie jednak to, że trochę w temacie śmiecenia się zmienia – spotkaliśmy straw free bar (bez słomek), specjalne pojemniki do segregowania śmieci i masę znaków, by być świadomym turystą. Efekt miało to różnoraki, jak to zwykle bywa, jednak miło, że być może za x lat wyspa będzie wyglądać tak rajsko, jak powinna.

 

wyspy perhentian

Miejsce do segregacji śmieci

 

A jak Islam, to i brak alkoholu. Napoje wyskokowe są na wyspach towarem trochę spod lady i na naszej mniejszej znaleźliśmy dosłownie trzy bary, które jakieś piwko sprzedawały. A jak towar deficytowy, to i drogi. Radzę zapewnić się w zapasy na lądzie. Najlepiej w rum. Jak piraci. Będzie ciekawiej… i taniej.

 

Na wyspach nie ma dróg i z ciekawostek, teoretycznie wi-fi jest, ale w praktyce go nie ma. Nie nastawiaj się, że nacieszysz się szybkim łączem. Być może odprawisz się albo sprawdzisz mejla, ale nie planuj ważnych rzeczy, które w tym czasie będziesz musiała załatwić przez smartfona, czy komputer. Nie ma raczej opcji. To nawet fajne uczucie, tak się odciąć od świata na kilka dni.

 

Aha, na wyspie nie ma też żadnego bankomatu, w nielicznych placówkach da się zapłacić kartą, dlatego wypłać potrzebne środki nawet już na lotnisku w Kota Bharu. (W naszym hotelu można było płacić kartą za pobyt.)

 

Warto też w nocy brać ze sobą latarkę, chociażby tę w telefonie – kiedy idziesz po ciemku przez dżunglę, bywa niewesoło. Na szczęście trasa od Long Beach do Coral Bay (jakieś 10 minut) jest w miarę oświetlona.

 

wyspy perhentian

Fragment nieoświetlonej trasy na drodze pomiędzy Long Beach i Coral Bay

 

Te wszystkie cechy „bezludnej” wyspy sprawiają, że życie płynie tam bardzo wolno i jest to idealne miejsce, by odciąć się od świata. Wyspy Perhentian są świetną opcją, by „rzucić wszystko i…” wyjechać do raju. Chociaż na chwilę.

 

wyspy perhentian

„Nasza” plaża – Coral Bay, czyli zwykły poniedziałek w raju

 

4. Wyspy Perhentian i ich natura

 

Przechodzimy do sedna sprawy. Boskość otaczającej natury była po prostu nie do opisania. Czasami przecierałam oczy, myśląc, że mi się coś w głowie przestawia (pewnie od tego rumu). Jeśli kochasz naturę, jak ja, zakochasz się w Perhentianach.

wyspy perhentian

Oszałamiająca zieleń obok Mira Beach

 

Idealnie biały piasek, woda w kolorze lazuru, pływające przy brzegu rybki w kolorach tęczy. Niesamowity koralowiec, który możesz eksplorować snorklingując (jest takie polskie słowo?) albo nurkując z butlą.

 

wyspy perhentian

Kokosy spadają z drzew <3

Dzika fauna na każdym kroku: leniwie chodzące warany, rekiny rafowe pływające przy twoich kostkach (niegroźne, za to jakie słodkie!), urocze jaszczurki strzegące twojej chatki przed muchami i komarami, żółwie leniwie nurkujące przy dnie. Zresztą, nic tego piękna nie opisze, jak zdjęcia. Proszę bardzo!

 

wyspy perhentian

Cudowne jaszczurki łapiące wszystkie muchy i komary w okolicy, zawsze nam towarzyszyły

 

wyspy perhentian

Warany! Cała ich masa, zawsze, wszędzie.

 

 

wyspy perhentian

Trasa po wschodniej części wyspy

wyspy perhentian

Fishermen Village

wyspy perhentian

Kolejna rajska plaża

wyspy perhentian

Ostatni zachód słońca

[Jeśli chcesz zobaczyć więcej zdjęć z tego wyjazdu i z innych w przyszłości, to zapisz się na mój newsletter, w którym dzielę się prywatnymi informacjami oraz przesyłam Ci darmowego e-booka „Jak myśleć pozytywnie i zmienić swoje życie?”]

 

Zwiedzanie wyspy podzieliliśmy na dwa dni. Pierwszego poszliśmy na południe razem z aplikacją maps.me (która działa w trybie offline) i taka wyprawa razem z przerwami zajęła nam jakieś 4 godziny. Odległość, jaką pokonaliśmy, wyniosła ok. 5 km, niemniej, gdybyśmy wiedzieli, że z Fishermen Village do Long Beach droga wygląda tragicznie (a raczej jej nie ma, bo zarosła ją dżungla) wzięlibyśmy wodne taxi z powrotem do „naszej” plaży, czyli Coral Bay.

 

Drugiego dnia wzięliśmy wspomnianą łódkę, dopłynęliśmy na Last Beach/Turtle Beach i stamtąd szliśmy około 2 godziny z przerwami na chill na plażach w kierunku Long Beach. Po drodze wspięliśmy się do wiatraków, by podziwiać piękną panoramę raju.

wyspy perhentian

Cudowny widok obok wiatraków w samym centrum wyspy

5. Ceny

 

Jeśli lecisz do Azji południowo-wschodniej to wiesz, że ceny będą bardzo niskie. Za generalnie wszystko. Na Perhentianach ceny były albo podobne, albo wyższe niż w Polsce. Za obiad płaciło się w granicach 15-20 zł, szejki, soki kosztowały w okolicach 10 zł.

 

Łódka np. na Turtle Beach wyniosła ok. 10 zł/osobę/stronę. Półdniowy snorkeling w pięciu punktach kosztował przykładowo ok. 40 zł.

 

Ostatecznie?

 

Czy polecam wyspy Perhentian? Z całego serca. Nic nie rozluźnia tak, jak rajskie widoki, przepiękny ocean i natura z tak bliska oraz… brak Internetu. Z drugiej strony trzeba pamiętać o tym, że cała wyspa jest głównie muzułmańska, w wielu miejscach oczekuje się od turystów, by nie chodzili w samych strojach kąpielowych (jak w Fisherman Village), alkohol to swego rodzaju towar zakazany. Nie można zapomnieć o śmieceniu i produkowaniu odpadów, których na tak małej wyspie po prostu nie ma jak zutylizować (dlatego są albo wywożone na ląd, albo wyrzucane gdzie popadnie, albo… palone!). Raj ma swoje dwie twarz, a ja wybieram pamiętać tę piękniejszą stronę, w tyle głowy mając świadomość całości obrazu.

 

A Ty? Wybrałbyś się na takie wyspy? Chciałbyś przeżyć kilka dni w raju bez luksusów i internetu, za to w tak bliskim kontakcie z niezwykłą naturą? Daj znać w komentarzu, obserwuj mnie w mediach społecznościowych i zapisz się na newsletter, jeśli masz ochotę pocieszyć oczy tymi widokami, lub dowiedzieć się więcej szczegółów i pozostać w kontakcie.

 

wyspy perhentian