powrót do Polski

Powrót do Polski – jak smakuje Dom po siedmiu miesiącach w Norwegii?

Byłam bardzo tego ciekawa. Sama nie wiedziałam, czego się spodziewać. Znajomi w Norwegii, którzy mnie otaczają powrót do Polski robią co chwilę. A ja? Jakoś mi się nie spieszyło. Czy coś mnie zaskoczyło? Jak zareagowałam na pierwsze chwile? Z jakimi wnioskami opuściłam kraj?

 

Trochę nie wiedziałam, jak zareaguję. Czy w ogóle zareaguję jakkolwiek? Samolot linii WizzAir powoli zaczął zniżać się do lądowania, a ja wiedziałam już jedno: tutaj jest ciemno!

 

Lato w Norwegii jest piękne i zawsze jasne. Tutaj, gdzie mieszkam, słońce nigdy nie zachodzi i chociaż nie widnieje na horyzoncie jak w bardziej położonych na północ miejscach Norwegii – ciemność nie istnieje od czerwca. Polska noc przypomniała mi o tym, że w pewnym momencie doby słońce znika raz na zawsze i pojawi się dopiero z samego rana.

 

Druga kwestia to ciepło. Wiem, że w Polsce jest cieplej i nie trzeba być Einsteinem, by pamiętać, że Norwegia do upalnych krajów nie należy, ale to ciepło było innym, niż mi się zdawało wcześniej. Przede wszystkim w Polsce masz wrażenie, jakby było trzy razy więcej powietrza w powietrzu! Jest ciepło ale i duszno. Chyba o wiele bardziej preferuję świeże powietrze i jego lekkość, nawet, jak jest lato i bardzo wysoka temperatura (23 stopnie to już upał, prawda?).

 

Trzecia kwestia to ludzie. Masa ludzi. Biegną, idą, jadą autami. Po prostu są. Zaludnienie Norwegii to jakieś 15 osób/kilometr kwadratowy. W Polsce? 120. Powrót do Polski – to był szok.

 

Zaraz po zabookowaniu się w hotelu w okolicy stacji Gdańsk Wrzeszcz pierwsze, co zrobiliśmy to poszliśmy na… kebaba. A przynajmniej mój narzeczony. Największe marzenie po przyjeździe do Polski było więc jedzeniem: tanim, dobrym i na wyciągnięcie ręki. Na szczęście Polska nie zawiodła nas i kilka minut po wyjściu z hotelu piliśmy już jedno z wielu dobrych polskich piw i jedliśmy najtańszy obiad od wielu, wielu miesięcy. Ja skusiłam się na bakłażana w śmietanie i muszę przyznać, że zaskoczył mnie pozytywnie.

 

Od dłuższego czasu marzyło mi się przejechać pociągiem. Takim polskim pociągiem PKP, bez klimatyzacji, z otwartymi oknami stojącym gdzieś w polu. To takie polskie. Niestety marzenia wydawały się o wiele piękniejsze w głowie, niż okazała się rzeczywistość. Pociąg był, a nawet 4 w czasie 5 dni pobytu i praktycznie za każdym razem było mi za gorąco, za ciasno i za duszno. O losie. Po raz kolejny wyobrażenia okazały się o wiele piękniejsze, niż to, co było naprawdę.

 

Tak chyba jest za każdym razem, gdy za czymś tęsknimy. Wydaje nam się, że będzie piękniej, bo idealizujemy chwile, które pokazują nam się w głowie.

 

Wspaniale było spotkać się z rodziną. Powrót do Polski to przede wszystkim oni. Uwielbiam stan, w którym spotykasz się po jakimś dłuższym czasie z bliskimi osobami, kiedy sporo w twoim życiu się zmieniło, a jednak… ty nadal jesteś taki sam. Niesamowicie jest opowiedzieć o tym, co się wydarzyło w tym czasie i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Opowiedzieć o swoim nowym życiu, które kiedyś wydawało się tak odległe, prawie niemożliwe do zdobycia. Uświadomić sobie upływający czas i cieszyć się doświadczeniem zmiany. Doskonale jest również spotkać się z przyjaciółmi, którzy są zawsze przy tobie i pamiętają każdą gorszą chwilę i cieszą się z tych dobrych. Rozmawiać tak, jakby nic się nie zmieniło, jednak zmieniło się wszystko.

 

 

 

Od jakiś pięciu dni nie było tutaj żadnej fotki. Wiecie why? Bo internety w Polsce mi nie działały 😂 nawet połączenie wi-fi po prostu nie chciało się łączyć. A wiecie co było ważniejsze, niż połączenie Wifi? Ślub siostry ♥ spotkania z rodziną ♥ z przyjaciółmi ♥ te 5 dni było napakowane co do godziny, czasami było przykro, że tak krótko ale nie da się fizycznie poświecić każdemu tyle czasu. Moja młodsza siostra wyszła za mąż i nie policzę ile razy zapytano mnie: a kiedy na Ciebie kolej? 😌😌 ja bym mogła stanąć przed ołtarzem dzisiaj, jedyne, co mnie przeraża to ta cała otoczka i organizacja 🤭 tymczasem muszę zabrać się za rozpakowanie 4 wielkich walizek. Nie będę ich znosić do piwnicy, bo zacznę od razu je pakować na wakacje 😂 ty @natashka_in_siberia już zaczęłaś? #ogrodek #polskakobieta #okulary #oksy #sukienkawkwiaty #polska #latowpolsce #poprawiny #ferien #polskadziewczyna #polen #polskjenta #sunday #sundayfunday

A post shared by Andżelika Bieńkowska (@gethappypl) on

 

Jednym z przykrych aspektów takich wyjazdów jest czas, który jest ograniczony. Każdy chce się z Tobą spotkać, każdy chce całego dnia. To miłe, ale… niewykonalne. Jeśli masz większą rodzinę i do tego kilku przyjaciół, czasami w różnych miejscach Polski, jedynym rozwiązaniem jest ustalenie priorytetów albo… szalona próba pogodzenia wszystkiego. Lub balansowanie gdzieś pomiędzy. Sprowadza się to później do absurdalnych sytuacji, w których widzisz się z kimś 15 minut, bo za chwilę masz pociąg dalej, albo żegnasz się tylko z połową rodziny przed wylotem. Oprócz pogodzenia rodziny trzeba jeszcze często załatwić formalności, pójść do lekarza, zrobić zakupy. Albo jak w moim przypadku sprawić sobie pierwsze okulary. Czas, czas, czas.

 

Powrót do Polski to przede wszystkim rodzina i przyjaciele. To również przykre zderzenie się z rzeczywistością, o której nie pamięta się na co dzień w Norwegii. W ciągu tych 5 dni byłam świadkiem co najmniej 3 sytuacji, w których nieznane sobie osoby bez większego powodu zaczynały siebie obrażać publicznie. Wtedy przypominam sobie, dlaczego nie lubiłam mieszkać w Polsce.

 

Z drugiej strony mam wrażenie, że coś zaczyna się zmieniać. Napotkani ludzie byli w większości bardzo pozytywni. Być może to było moje oddziaływanie, bo czułam się euforycznie, jak na jakimś haju przez pierwsze dwie doby, a może po prostu naprawdę w Polsce jest coraz lepiej, ludziom się lepiej żyje, są milsi i przyjaźniej nastawieni do drugiego człowieka?

 

Póki co, w mojej głowie kołacze się myśl, że mój związek z Polską jest jak wakacyjny romans. Są wspomnienia, niesamowite emocje, skrajne uczucia. Pozostały w głowie obrazy i setki momentów, których nikt ode mnie nie zabierze. Ale wakacyjny romans kiedyś się kończy, bo codzienne życie jest inne i wymaga kompromisów, dobrych warunków, poczucia bezpieczeństwa, dogadywania się. Ja się z Polską na wielu płaszczyznach się nie dogaduję, a codzienne życie jest czymś innym, niż 5-dniowy pobyt wypełniony zabawą, spotkaniami i przyjemnymi chwilami. Codzienność to zakupy, praca, ogarnianie domu, formalności a to wszystko w Polsce było dosyć uciążliwe z różnych względów (w porównaniu do Norwegii).

 

Powrót do Polski na stałe?

 

Na razie o tym nie myślę! Na razie jestem zakręcona tym, co jeszcze mogę osiągnąć tutaj. Cieszy mnie coraz lepsza znajomość języka, spokój, większe możliwości, pierwsze znajomości. Być może kiedyś rzucę wszystko i wyjadę do Polski w ten sposób tytułując kolejny wpis. Póki co, chcę tu zostać, a powrót do Polski na stałe traktuję raczej jak wizję zbyt odległą. Z drugiej strony nigdy nie mówię nigdy.

 

 

 

Pierwszy Sylwester w Norwegii – ile takich jeszcze przede mną?

 

A Wy? Wrócilibyście z emigracji do Polski? Jak smakuje Wam Polska po jakimś czasie? A może stoicie po drugiej stronie barykady i chcecie „rzucić wszystko i wyjechać do…”? Dajcie znać koniecznie w komentarzu!