Dlaczego jestem wegetarianką * od 5 lat – i wcale nie zamierzam przestać?

To było dokładnie 5 lat temu. W okolicach pierwszego sierpnia 2013 roku wstałam rano i postanowiłam, że na śniadanie nie zjem niczego z mięsem. Później zrobiłam to samo na obiad. Ponowiłam na kolację. Mijał dzień za dniem a ja coraz bardziej nie czułam potrzeby jedzenia mięsa. Dzisiaj mija piąta odkąd jestem wegetarianką: niejedzenia schabowego, piersi z kurczaka ani parówek na śniadanie. Chociaż babcia wciąż pyta: czy jeszcze jestem wegetarianką, odpowiedź pozostaje ta sama. I muszę przyznać: jest tylko „gorzej”.

 

Najlepsze jest to, że w tym czasie byłam w Norwegii. Po raz pierwszy w życiu. Pierwszy raz w życiu leciałam samolotem, pojechałam na dłużej do tak innego kraju, miałam szansę poznać inny zakątek świata. A teraz wyobraźcie sobie typowego Polaka, który przylatuje do Norwegii i… jego walizka pełna jest kiełbasy krakowskiej, popakowanej próżniowo karkówki i schabu.

 

Dokładnie tak wyglądał nasz bagaż, kiedy władowaliśmy się do WizzAira i po raz pierwszy przeżyłam wznoszenie się i lądowanie samolotu. Nasze jedzenie w Norwegii było dosyć ograniczone. Bardzo oszczędzaliśmy, nie mieliśmy nawet za bardzo swoich pieniędzy – polegaliśmy na bliskich. Sama wtedy studiowałam, a taki „wypad na miesiąc” byłby wtedy kosmicznym wydatkiem.

 

Tym bardziej absurdalna była moja decyzja – nagle wszystko to, co przytargaliśmy przestaje być pożywieniem dla mnie. Mimo to – dało się. Okazało się, że wcale to nie takie trudne. Jak to mówią mądrzejsi: jak się chce – to można.

 

Wtedy moja decyzja była bardziej próbą zaspokojenia ciekawości i sprawdzeniem swojego samopoczucia. Wtedy trochę nie wiedziałam, dlaczego to robię. Dzisiaj mam sporo dobrych argumentów. Doszły kwestie etyczne i świadomość swojego ciała.

 

1. Jestem wegetarianką, bo czuję się lepiej

 

Kojarzycie uczucie po suto zastawionym stole po niedzielnym obiedzie? Kiedy jesteście najedzeni, ale nie możecie się ruszyć, a jedyne pragnienie, jakie pojawia się w głowie to… sen? Mówi się wręcz, że jest się objedzonym, że nie może się człowiek ruszać.

 

Od kiedy nie jem mięsa, nie miałam takiego uczucia nigdy. Nie wiem do końca z czego ono wynika, być może z obecności zwierzęcego tłuszczu, ale naprawdę ciężko być takim „objedzonym” na diecie głównie roślinnej.

 

To samo uczucie pojawia się po wypiciu kawy z bitą śmietaną – ciężkości, niestrawności. Tutaj myślę, że w grę wchodzi zmniejszona tolerancja laktozy: im człowiek starszy, tym mniejszą ma ilość laktazy, enzymu trawiącego cukier w mleku. Jest to całkowicie naturalne.

 

„Czucie się lepiej” oznacza też dla mnie poczucie „lekkości”. Nie wiem, co jak przetłumaczyć to na naukowy język – myślę, że może to wynikać z procesu trawienia, który ze względu na większą ilość błonnika powoduje szybszą i bardziej wydajną pracę kosmków jelitowych. Niestrawność, czy problemy układu pokarmowego nie spotkały mnie od tamtego czasu ani razu.

 

2. Jestem wegetarianką, bo to zdrowsze

 

Jest to właściwie podpunkt na cały osobny wpis, lub generalnie książkę (mogę polecić jedną z nich typu „Nowoczesne zasady odżywiania. Przełomowe badanie wpływu żywienia na zdrowie, Colin Campbell” – 300 stron napakowanych badaniami na temat jedzenia mięsa i niejedzenia), tymczasem jednym z najmocniej przekonującym do mnie argumentów jest zdanie WHO (World Health Organization) na temat powodowania raka przez jedzenie czerwonego mięsa (źródło: tutaj) oraz fakt, że wegetarianie żyją średnio dłużej:

 

„Previously, several studies have suggested that vegetarians have greater longevity compared with non-vegetarians, but this might not be ascribed to the absence of red meat only.”
„Wcześniej, kilka badań zasugerowało, że wegetarianie mają dłuższą długość życia w porównaniu z nie-wegetarianami, ale może to nie być przypisane tylko niejedzeniu czerwonego mięsa.”

-WHO (źródło: tutaj)

 

Hej! Ale to wciąż oznacza, że jednak żyją dłużej!

 

3. Jestem wegetarianką, bo to lepsze dla środowiska

 

Tuta pozwolę sobie zacytować kilka portali.

 

„Wyprodukowanie 1 kg wołowiny prowadzi do większej emisji gazów cieplarnianych takich jak dwutlenek węgla oraz innych substancji trujących niż wydziela samochód podczas nieprzerwanej jazdy przez dwie godziny czy wyprodukowanie wystarczającej energii by 100 watowa żarówka paliła się przez około 20 dni. Jest to jeden z wniosków jakie powstały w wyniku badań naukowców pracujących w Narodowym Instytucie Nauk Rolnych w japońskiej Tsukubie.”

ppr

 

„Z perspektywy osób głodujących dochodzi jeszcze jeden ważny argument: problem wydajności. Dokładniej rzecz ujmując, chodzi o to, ile trzeba zużyć ziarna oraz wody, aby na talerzu znalazł się kawałek mięsa. Poniższe liczby powinny przybliżyć te proporcje, a właściwie dysproporcje:

– Aby wyprodukować 1 kg mięsa potrzeba 12 kg zboża i soi;

– Aby uzyskać 1 kg pszenicy potrzeba 190 litrów wody;

– Aby wyprodukować 1 kg mięsa potrzeba średnio 20 000 litrów wody (produkcja 1 kg wołowiny pochłania aż 50 000 litrów wody!);

– Ilość ziemniaków, które można uzyskać z 1 akra (0,405 ha²) ziemi to 18 000 kg;

– Ilość wołowiny, którą można wyprodukować na 1 akrze ziemi to zaledwie 112 kg;

– Aż 100 milionów ludzi można by nakarmić do syta, gdyby mieszkańcy USA ograniczyli jedzenia mięsa o 10%.”

Globalne Południe

 

 

4. Jestem wegetarianką, bo szkoda mi zwierząt

 
Nie do końca wiem, jak to się stało, ale czuję większą empatię w ogóle do żyjących stworzeń. Świadomość tego, że rok w rok zabijanych jest pół miliarda zwierząt mniej, bo „modny” jest wegetarianizm sprawia, że robi mi się ciepło na sercu. Tak naprawdę, nie jest dla mnie ważny powód, dla którego żywego stworzenia się nie zabija – ważne, że się nie zabija. A w przypadku produkcji przemysłowej mięsa – po prostu mniej zwierząt się produkuje w przeznaczeniu na pewną śmierć. Czy to moda na bycie hipsterskim indywidualistą z falafelem w dłoni i brodą prosto od warszawskiego barbera, czy świadomy wybór po prostu innego sposobu odżywiania – to nie ma znaczenia. Ważne, że po prostu jest lepiej.
 

5. Jestem wegetarianką, bo chcę coś zmienić na świecie*

 
Przechodzimy do ostatniego punktu, który ma w sobie magiczną gwiazdkę – tę samą, którą znajdziecie w tytule wpisu. Dlaczego znajduje się akurat przy słowie „wegetarianka”?
 
Bo widzisz, ja jem ryby i owoce morza – nie jestem więc prawdziwą wegetarianką. Sporo osób wtedy wysnuwa wniosek: ah, czyli nie jesteś weganką. Nie. To znaczy tak. Weganką też nie jestem, ale tak naprawdę wegetarianką również nie. Dla wielu osób bycie weganinem to nie jedzenie również ryb i owoców morza – tymczasem jest to całkowity błąd.
 
Byłam weganką przez miesiąc. Czułam się jeszcze lepiej, schudłam, moja cera promieniała. Było to naprawdę jednak bardzo trudne. Poszukiwanie produktów bez składników pochodzenie zwierzęcego sprawiało, że wyjście do sklepu zajmowało zamiast 5 minut – pół godziny. Czy to dobre wytłumaczenie? Czy można jakoś usprawiedliwiać w ogóle wykorzystywanie zwierząt swoją wygodą? Właśnie to zrobiłam.
 
Moim celem w tym podpunkcie jest zaznaczenie, że nieważne, co robisz – jeśli robisz cokolwiek, próbujesz, zadajesz pytania, szukasz innych, lepszych rozwiązań dla środowiska, zdrowia, zwierząt to już jesteś „lepszy” od 99,99% populacji, której nawet przez myśl nie przeszło, by zastanowić się skąd się wziął ten kawałek schabu na stole. Zanim powiesz mi, lub komuś innemu: ah, więc można zabijać rybki ale króliczków już nie? – zadaj sobie pytanie: co ty zrobiłeś ostatnio, by w ogóle cokolwiek zmienić na tym świecie? Nie zaprzeczam, że kiedyś przestanę jeść również i ryby i owoce morza, wyeliminuję całkowicie produkty pochodzenia zwierzęcego – dlatego jest ze mną „gorzej”, bo faktycznie coraz mniej mam na nie ochotę.
 


 
Typowe wege śniadanie: naleśniki, owoce, jogurt. Tak w razie, gdyby ktoś się zapytał „jeśli nie jesz mięsa, to co jesz?”.

 

Jak widać, małe kroki powoli zmieniają świat. Własny kubek w kawiarni, używanie wielorazowej słomki, czy zjedzenie na śniadanie bezmięsnego dania, później obiadu i tak kilka dni z rzędu ma wpływ na naszą rzeczywistość. Gdyby każda osoba, która mówi: świata nie zmienisz – zaczęła robić te małe rzeczy, to ten świat byśmy zmienili.
 

Jakie jest twoje zdanie na ten temat? Podzielasz mój punkt widzenia, czy w ogóle nigdy nie zastanawiałeś się na tym, jaki masz wpływ swoimi codziennymi wyborami na otaczającą rzeczywistość?