Dwa tygodnie temu świat się dla nas zatrzymał. Całkowity paraliż nie potrwał jednak długo, bo jak się okazuje, jako ludzie jesteśmy w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego. Rzeczywistość rozgrywająca się w zwolnionym tempie spowodowała u mnie reakcję, jakiej się po sobie nie spodziewałam.
2 miesiące temu
Pierwszy łyk kawy rozpływa się ciepłą falą po zaspanym ciele. Trzeba sprawdzić, co też przez te osiem godzin mojego snu wydarzyło się na Instagramie. Okazuje się, że połowa znajomych poleciała do raju, druga połowa to na pewno ma to w planach. Jak to możliwe, że to jeszcze nie ja lecę na koniec świata? Ktoś otwiera firmę, inny ktoś zdobywa nagrodę, a znajoma znajomej, już nie pamiętam której, kupiła sobie psa, takiego, jakiego wszyscy chcieliby mieć. Spora mieszanka inspiracji łączy się z pewną dawką przytłoczenia. A ja? A ja jestem dalej w piżamie i nie wygląda na to, że podbiję dzisiaj świat. Może jutro się uda?
Dzisiaj
Social media zalała fala piżamowców i kanapowców. Oczywiście, że ci sami ludzie, którzy wcześniej inspirowali podróżami i biznesami, dalej inspirują, ale ze swojego domu ucząc zdalnie o tym, jak uczyć zdalnie w czasach kryzysu. Ale jest zdecydowanie łatwiej. Nie ma do kogo się porównywać, nie ma tego poczucia „a ja?”. Wszyscy zostaliśmy sprowadzeni do parteru naszych domowych mieszkań, zamknięci trochę z wyboru, trochę z przymusu, a trochę z troski. Sytaucja odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni: teraz to nie-podróżowanie, nie-przebywanie, nie-bywanie jest trendy.
Mimo pustych ulic, zamkniętych siłowni i teatrów, po prostu kontynuujemy egzystencję w powolny, leniwy sposób, a ja czuję, że ten zatrzymany świat mi służy. I nie wiem tylko skąd nagle mam poczucie, że jest więcej czasu. Bo przecież pracuję dokładnie taką samą ilość godzin i taką samą ilość czasu poświęcam na treningi i zwykłe życiowe sprawy. Czy poczucie posiadania czasu wynika z wewnątrz? Skąd się bierze?
Norweska rzeczywistość ma to do siebie, że generalnie jest bardzo spokojna. Gdybyś się zapytał kogokolwiek o życie w Norwegii, z pewnością w pierwszym zdaniu użyje słowa „spokój” (pisałam o świętym spokoju tutaj). W momencie, w którym większość osób jest w domu, połowa sklepów ma zaciągnięte rolety, wszystkie atrakcje są zamknięte, czujesz się jak w postapokaliptycznym świecie, w którym wszyscy uciekli z miasta, tylko ty, jedyny szalony, wybrałeś się do marketu po warzywa i owoce. Nikogo oprócz ciebie nie ma w promieniu kilkuset metrów. Jest trochę jak w tym skeczu, w którym Maciej Stuhr mówi, że siedzimy, gadamy, nic się nie dzieje. Tyle że w tej rzeczywistości jesteśmy w pojedynkę.
W mojej aptece zamontowano wreszcie szyby z pleksi. To coś, na co czekaliśmy ponad tydzień, od momentu, kiedy sieć ogłosiła to ważne dla naszej ochrony przedsięwzięcie. Było to w mijającym tygodniu, kiedy wszystko się uspokoiło i powróciliśmy do swojego normalnego trybu pracy. Mimo to pracownicy wieszający szyby powiedzieli, że jesteśmy najbardziej obleganą apteką, w jakiej do tej pory montowali pleksi. Parsknęliśmy wszyscy śmiechem, słysząc tę wiadomość, bo kiedy u nas byli, było już naprawdę bardzo spokojnie.
Krótki spacer po centrum pokazuje, że nic nie jest już takie, jak było. Czy kiedykolwiek wrócimy do poprzedniego stanu? Czy jest w ogóle sens? Zatrzymany świat pokazuje, że do tej pory pochłonięci byliśmy promocjami, nowinkami, kolejnymi wydarzeniami, na które wypadałoby pójść, a może to w ogóle nie miało większego znaczenia? Jakimś cudem okazuje się, że możemy żyć – i to całkiem nieźle – bez tych wszystkich spraw, które do tej pory zabierały tyle czasu.
Nagle mam czas na dokończenie tej książki, której przeczytanie przed pandemią jednej połowy zajęło mi dwa miesiące, a drugiej połowy po zamknięciu wszystkiego – już tylko trzy dni (mowa o TED Talks autorstwa Chrisa Andersona – polecam!). Nagle regularnie spotykam się z przyjaciółkami na Skype. Pijemy wino, poświęcamy sobie dużo czasu, co chwilę do siebie piszemy. Nagle z narzeczonym znaleźliśmy przestrzeń na przedyskutowanie kupna wspólnego pupila. Dwa dni researchu i do naszego domku dołączyła parka młodych szczurków, a ich obserwacja i oswajanie daje multum radości.
Być może właśnie tego potrzebowaliśmy wszyscy? Kiedy jako dzieci marzyliśmy, by świat się skończył, bo wtedy nie będziemy musieli iść na nudne i stresujące lekcje, czy nie właśnie tego sobie życzyliśmy? Ile razy pragnęliśmy, by poniedziałek w pracy został odwołany? Ile razy ty czy ja marzyliśmy o tym, by być chorym, bo tylko wtedy obowiązki przestaną nas dotyczyć i będziemy mogli tak naprawdę odpocząć? Co to za świat, w którym możemy zatrzymać się tylko wtedy, kiedy jesteśmy na skraju wyczerpania?
Czasami mam wrażenie, że ten zatrzymany świat ruszy z kopyta za chwilę. Miną wielkanocne święta i wszyscy wrócimy do bycia zabieganymi w zabieganym świecie. Czasami mam też wrażenie, że to się nigdy nie skończy – a nawet jeśli, to świat, do którego wrócimy, już nigdy nie będzie taki, jak wcześniej.