Marzyłaś kiedykolwiek o tym, by w błyszczącej sukience sunąć po lodzie na bielutkich jak śnieg łyżwach figurowych? Chyba każda dziewczynka śniła kiedyś o byciu łyżwiarką figurową. Jednak wraz z dorastaniem zmieniły się marzenia. Dziewczynka stała się dorosłą kobietą. Zamiast pragnienia o byciu tancerką, zaczyna chcieć po prostu dobrego życia w spokojnym kraju. Pojawia się myśl o emigracji. Poznaj historię Kasi Dusik – osoby, która realizuje oba te marzenia od sierpnia 2017 roku.
K: Przyjechałam w sierpniu 2017, więc niedawno minął rok. Mieszkam we Fredrikstad, Østfold na południowym-wschodzie Norwegii.
K: Sama decyzja bardzo spontaniczna, ale już wyjazd dokładnie zaplanowany. Lubię bardzo mieć wszystko zaplanowane, więc pełen spontan nie wchodzi w grę.
To chyba miejsce, żeby opowiedzieć historię, jak to się stało, że się tu znalazłam.
Pod koniec roku 2016 dostałam wiadomość od kolegi, z którym przyjaźnię się już ponad 20 lat (strasznie to brzmi). Standardowo: życzenia, wymiana newsów, co słychać, jak życie. Akurat moje życie w tym czasie było na niesamowicie wysokich obrotach. Pracowałam od rana do wieczora, w wielu miejscach, oprócz standardowej pracy w biurze, miałam kilka dorywczych, które narodziły się z pasji. A do tego cały czas szukałam nowych rzeczy do roboty, bo w Krakowie jest naprawdę co robić, i za to Kraków kocham.
W trakcie tej rozmowy, padło hasło, które brzmiało mniej więcej tak: „Jeśli chciałabyś zrobić reset, albo wcisnąć enter, to u mnie w pracy szukamy kogoś…”. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu powiedziałam „nie mówię: nie”. Jako że jestem osobą, która nie odmawia, kiedy los podtyka pod sam nos takie oferty, to długo na tym myślałam. Z jednej strony nie chciałam zostawiać życia, które prowadziłam w tamtym momencie, naprawdę. Z drugiej zaś przekonałam się, że takie okazje nie przytrafiają się dwa razy, a przede wszystkim nie przytrafiają się bez znaczenia (tak, jestem z tych osób, co twierdzą, że wszystko jest po coś). Ta myśl dojrzewała we mnie bardzo długo, non stop o tym myślałam, aż w końcu jak przyszedł powiew wiosennej świeżości, podjęłam decyzję, „tak, czas na zmiany”.
Zatem jak widzisz ani mocno zaplanowana, ani nie spontan, myślę, że jestem gdzieś pośrodku.
K: Zacznę od podejścia. Uważam, że ja jako osoba przyjeżdżająca do innego kraju i próbująca tu żyć, powinnam mówić, albo chociaż próbować mówić w ich języku. Wiem, że poglądy na ten temat są różne, ale moim zdaniem obowiązkiem imigranta jest przyswoić język państwa, społeczeństwa, które go przyjęło.
Przed wyjazdem, jeszcze w Krakowie zapisałam się na kurs, na którym absolutnie niczego się nie nauczyłam (no może cyfr od 1-10, ale to by było na tyle). Pamiętam, bardzo dokładnie, w moim pierwszym dniu w pracy, miałam zajęcia z dziewczynką 8-letnią, która po angielsku ani słowa nie rozumiała. Fakt, wielu Norwegów po angielsku mówi świetnie, ale nie wszyscy, a szczególnie nie dzieci. I nie zapomnę tej godziny, podczas której mówiłam do niej w 5 różnych językach, a nawet (uwaga!) wymyślałam nowe słowa, z nadzieją, że może trafię na dany wyraz.
Po tych zajęciach powiedziałam: okej, tak nie może być. Poprosiłam koleżankę, z którą tutaj współpracuję (jest już w Norwegii 8 lat i bez problemu mówi po norwesku), żeby mi napisała podstawowe wyrazy, tj: ręka, noga, prawa, lewa, kolano, ugnij, odepchnij (najważniejsze słowa w mojej pracy 😀 ). I tak z dnia na dzień powiększałam zasięg słów, i już po kilku miesiącach byłam w stanie poprowadzić całe zajęcia po norwesku. Uczyłam się sama, z aplikacją duolingo i jakoś tak wyszło, że teraz w obrębie tematów łyżwiarskich jestem w stanie swobodnie rozmawiać po norwesku. Okej, może nie swobodnie, ale rozmawiam.
Niestety gdzieś po drodze się rozleniwiłam i nie uczę się tak dużo, jak bym tego chciała, ale muszę się zmobilizować. Dodatkowo nie rozumiem wciąż rozmów pomiędzy osobami, jeśli nie mam kontekstu. Jeśli natomiast wiem, o czym mówią, to potrafię odpowiedzieć, czy o coś zapytać.
K: Pracuję tutaj jako trenerka łyżwiarstwa figurowego [jeśli masz ochotę zobaczyć, co Kasia wyprawia na lodzie albo w powietrzu, koniecznie zajrzyj na jest Instagrama – dopisek redakcyjny]. O znalezieniu pracy wspominałam już wcześniej. Aerial silks, tissu, czy szarfy akurat tutaj w Norwegii to tylko moja zajawka, nie prowadzę z nich zajęć (jeszcze 😀 ). Za to, dodatkowo oprócz łyżwiarstwa, prowadziłam również zajęcia ze stretchingu, a znalezienie tej pracy było dosyć prozaiczne. Poszłam do studia, gdzie zobaczyłam, że są szarfy, z pytaniem, czy mogę sobie tutaj ćwiczyć, a przy okazji jakby chcieli instruktora do tych szarf, to tu jest moje CV. I instruktora do szarf nie potrzebowali, bo mieli już od tego dziewczynę (chociaż zdarzyło mi się prowadzić zastępstwo, kiedy ta była chora), ale chcieli mnie jako instruktora stretchingu.
Przyjechałam tutaj wraz ze swoim chłopakiem i gdyby nie on, to dawno bym już spakowała się i wróciła do domu.
Co do mojej rodziny w Polsce… jestem z tych rodzinnych osób i, mimo że z domu wyjechałam dosyć wcześnie, i przez długie lata mnie nie było, to chyba w tym momencie ta rozłąka jest najcięższa, a to za sprawą mojego dwuletniego siostrzeńca. Fakt, że widuję go bardzo rzadko, jest w tym wszystkim najbardziej bolesny.
K: Tęsknię za Polską całą, za moim życiem tam, jak również za „krakowską mną”. Oczywiście staram się o tym jak najmniej myśleć, nie rozczulać się, tylko skupiać na tym, co jest tu i teraz. Bo Norwegia na pewno ma bardzo dużo do zaoferowania, jestem tego pewna, tylko jeszcze nie wszystko odkryłam (jestem stosunkowo niedługo, biorąc pod uwagę, że w większości słyszę, że ludzie są tutaj już po 10 lat).
Teraz jest już lepiej, ale na początku bardzo trudno było mi się przyzwyczaić do tempa życia, które mam tutaj (baaardzo, ale to baaaardzo spokojne).
W Norwegii jestem zachwycona naturą (mimo,że potrafi dać w kość) i tym, że tutaj jest tak cicho i spokojnie.
Ale przede wszystkim moja praca. To jest powód, dla którego tutaj przyjechałam i to w Norwegii lubię najbardziej.
K: Gdybym miała nieograniczone fundusze, otworzyłabym własne studio tańca i akrobatyki powietrznej.
Moja standardowa odpowiedź to: nie wiem, zobaczymy, co czas przyniesie, nie zarzekam się ani w jedną, ani w drugą stroną. Zawsze jestem otwarta na możliwości, jeszcze w wielu miejscach mnie nie było i jeszcze wiele dzieci mam do nauczenia jazdy na łyżwach.
Swoją historię opowiedziała Katarzyna Dusik, lat 28. Oświęcimianka mieszkająca w Norwegii od sierpnia 2017 roku. Zawsze z głową pełną marzeń, realizuje swoje szalone plany krok po kroku.
Ten wpis jest pierwszą częścią cyklu historii osób, które wyemigrowały do Norwegii z Polski. Jego celem jest zainspirowanie innych, pokazanie, jak różne osoby tworzą swoje życie na nowo, odnajdują się w innej rzeczywistości i postrzegają swoje życie poza krajem.
Jeśli jesteś osobą, która mieszka w Norwegii od jakiegoś czasu i masz ochotę odpowiedzieć na kilka podobnych pytań, które pojawiłyby się w takiej samej formie na blogu w postaci wpisu – koniecznie napisz do mnie na andzelika@gethappy.pl albo poprzez któreś z moich mediów społecznościowych.
Razem wykombinujemy coś mega fajnego.